środa, 3 maja 2017

rozdział 39

-Co jest między tobą a Jamesem?-rzuciła Wiktoria przyglądając nam przy obiedzie. James siedział zapatrzony w ekran, a jego typowy "trans" uwzględniał ignorowanie otoczenia do tego stopnia, że nie zauważyłby apokalipsy naokoło.
-Umowa-wzięłam łyk herbaty próbując uniknąć kontaktu wzrokowego.
-Nie o to pytałam, Maja-przypatrywała mi się intensywnie. Machnęłam na to ręką tęskno spoglądając w jego kierunku.-Okay, skończmy ten temat. Mam lepsze pytanie..
-Jakie?-spytałam zaciekawiona odwracając się w jej stronę.
-Która z nas przeprowadzi z Lili "tę rozmowę"?
Chwilę zajęło mi dobrnięcie do sensu zdania. Piszcząc klepnęłam ją w ramię, a nasz chichot wywołał wilka z lasu-James podniósł wzrok.




Po skończeniu obiadu zaczęłam szorować płytki. James siedział obok i wciąż uzupełniał pliki i dokumenty przy stole, od czasu do czasu pytając, która godzina albo czy mogę mu coś podać.
Gdy schody lśniły, cały kurz i brud znalazł się w koszu, kanapki do pracy został mi tylko ogród. Poinformowałam bruneta, że tam idę, ale chyba niezbyt zwrócił na mnie uwagę. Pracowałam dość długo przy roślinach, aż nagle poczułam, jak zaczyna mnie mdlić. Uklękłam na moment i poczułam ból spalonej skóry, a następnie zawroty głowy. Chciałam kogoś zawołać, ale niezbyt mi to wyszło. Słowo, które wykrzyknęłam było niewyraźne i chyba nic nie znaczyło w żadnym języku. Zdążyłam jedynie podłożyć sobie rękę pod głowę i osunęłam się.




Ocknęłam się już w zacienionym i chłodniejszym miejscu
-Nic jej nie będzie?-rozpoznałam głos Jamesa.
-Nie, dostała udaru cieplnego-rzucił lekceważącym i znudzonym tonem Łukasz. Brzmiał jakby powtórzył to samo zdanie już chyba 15 raz pod rząd.-Lepiej idź namocz ręcznik, trzeba zmienić okład.
-Ughm-zdążyłam wycharczeć i odchrząknęłam nieudolnie. Wzrok blondyna powędrował w moją stronę. Usiadł na skraju łóżka i zaczął gładzić mnie po policzkach, a na koniec położył swoją dłoń na moim czole.
-Jak się czujesz?-spytał miękko, a w tym momencie wszedł brunet do pokoju.
-Chyba...chyba dobrze-próbowałam usiąść, ale było mi zbyt słabo.
-Co dziś robiłaś?-zadał pytanie patrząc na brązowookiego.
-Sprzątałam. A potem...Ogródek. Tak, robiłam porządki.-uśmiechnęłam się niemrawo i złapałam za głowę.
-James, przynieś aspirynę-brunet bez mrugnięcia zleciał do kuchni zostawiając mi mokry ręcznik.-A teraz posłuchaj mnie uważnie,młoda panno. Ile razy mam ci powtarzać, że masz się nie przemęczać, nawadniać i wychodzić na słońce tylko w kremie i w kapelusiku?-imitował jakąś staruszkę, aż nie mogłam się nie uśmiechnąć.-A tak na serio, dostałaś udaru cieplnego, tak mi się przynajmniej wydaje. Jesteś oparzona, ale House zdradził nam jaki specyfik ci kupić w aptece i twoja skóra wygląda już lepiej.
-No bez przesady, siedziałam w ogrodzie od 12-mruknęłam przymykając oczy.
-Tak. Do 17. Świetna pora w lato na siedzenie na dworze bez ochrony-odpowiedział sarkastycznie-zostawiam was. Dacie sobie już radę dzieciaczki?-powiedział głośniej widząc Jamesa na horyzoncie. Kiwnęłam mu lekko głową, a on wyszedł zostawiając mnie samą z brązowookim. Mężczyzna usiadł w miarę blisko, ale widocznie ta pozycja mu nie odpowiadała, bo zaraz ułożył się obok mnie.
-Wszystko okay?-spytał łapiąc moją dłoń i gładząc każdy z palców.
-Teraz, gdy w końcu mnie zauważasz, chyba tak.-przymknęłam na chwilę oczy i odwróciłam się na bok, w jego stronę.
-Nie ignorowałem cię przecież.-stwierdził ostentacyjnie machając dłonią. Zignorowałam to ja i zazdrość i ból z poprzedniego dnia i koncertu, skupiając się na spokoju i ciszy. Jego ciepło odbijało się do mnie i dawało przyjemne uczucie spokoju. Czułam jego słodki, truskawkowy oddech na mojej twarzy. Jego palce gładko przeleciały przez moje włosy. Jego ciepło jakby zwiększało swoją intensywność, oddech był jeszcze przyjemniejszy, a łóżko obok zaczynało się uginać od ruchu. W ułamku sekundy złożył słodki pocałunek na moich ustach. Przyjemny, ciepły pocałunek. Trwał kilkanaście sekund, ale wydawał się tak długi i cudny, że nie miałam ochoty go kończyć. Zakładam, że z przyjemności, pojawiły się motylki w brzuchu i ułożyłam dłonie na jego karku. Po odsunięciu nie mogłam powstrzymać uśmiechu i zostawiłam dłoń opartą na jego karku. Po kilku chwilach zaczęłam usypiać. Ostatnie, co kojarzę, to krzyk  wbiegającej Wiktorii "CO SIĘ STAŁO, ŻYJE?!" i uciszającego ją Jamesa.

piątek, 9 grudnia 2016

WITAM. Wrócę? Nowy Blog?

Witam państwa.
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego ta zła, podła, okrutna kobieta zostawiła swój twór na tak długo?
Powodów jest kilka, jaki sobie wymyślicie pozostanie do waszej dyspozycji.
Dla jasności, nie zostawiłam tego bloga, ale definitywnie chciałabym go poprawić i zmienić imiona bohaterom (przykro mi, takie życie, takie zmiany).
Tymczasem!
Zapraszam do komentowania w tym miejscu, bo niedługo pierwszy rozdział.

https://certified-mind-blower.blogspot.com/

Świeżutki jak bułeczki z ulubionej  piekarni.
Polecam, pozdrawiam i generalnie życzcie mi powodzenia w zmienianiu tak sporej ilości rozdziałów.

niedziela, 10 stycznia 2016

rozdział 38

-Jeszcze raz.
-Nie możemy zrobić przerwy?-rzuciła zmęczona biorąc łyka herbaty i podciągając nogę na krzesło, przez co jej sweter się podwinął. Spojrzałam na nią wymownie, ale jej błagalny wzrok mnie złamał.
-No dobrze-rozsiadłam się wygodnie na fotelu i odchyliłam głowę do tyłu.
-To pogadamy o tobie-energicznie usiadła po turecku-Jak tam z Jamesem?-zapytała podekscytowana.
-Dobrze.-odparłam, przymykając oczy.
-Tylko dobrze?
-Co masz na myśli?
-Wiem o waszej umowie, ale błagam. To jest naprawdę przystojny facet! Jak możesz z takim mieszkać tak spokojnie?-zarumieniłam się, kiedy przypomniał mi się wczorajszy pocałunek-Twoje policzki są czerwone. Oj proszę cię, bądź ze mną szczera, też bym na takiego poleciała.-Podniosłam głowę patrząc na nią z politowaniem, choć jej słowa dały mi do myślenia.

Dobre pytanie.Jak ja mogę z nim tak mieszkać, spać w jednym łóżku, całować się...żyć na co dzień i to tak zwyczajnie, a w umowie?


-Hej dziewczyny, jak tam nauka?-James wszedł z uśmiechem na ustach, po czym pochylił się nade mną i cmoknął.
-Jestem padnięta!-żaliła się Wiktoria, a ja zachichotałam na jej ton marudnego dziecka, co było przeurocze. Dopiero teraz zobaczyłam, jak James odkłada białe reklamówki na stół. Od kiedy on chodzi na zakupy?
Wstałam i pomogłam mu powkładać produkty w odpowiednie miejsca.  Kiedy przypadkowo dotknął mojej dłoni, poczułam kopnięcie prądu.
-To co powiecie na małą imprezę z chłopakami i Alexą?
-A co z Lili?-spytałam mając na uwadze, że moja siostra nie może zostać sama.
-Wpuszczą ją. Potańczy sobie i wróci do domu.-powiedział  nie odwracając wzroku od lodówki-Poza tym, będzie miała się czym pochwalić w szkole-mrugnął do mnie.
-No dobrze, zadzwonię do nich-powiedziałam, a on pocałował mnie w policzek i usiadł z Wiktorią do notatek. Po wykonaniu kilku telefonów byliśmy umówieni.



Podjechaliśmy pod zapełniony klub, z którego lasery uciekały już od wejścia. Od początku wizyty było mi nieswojo. Pełno dziwnych ludzi, atmosfera niczym z "My, dzieci z Dworca Zoo", ale kręciłam się wokoło z uśmiechem. Na wstępie zgubiłam z pola widzenia Lili i Jamesa. Jedyną osobą, którą śledziłam wzrokiem była Alexa. Usiadłam przy barze po jakiegokolwiek shota. Nie minęła minuta a dosiadł się do mnie wysoki Azjata.
-Hej, jak impreza?-rzucił z miękkim akcentem. Uśmiechnęłam się i pokazałam kciuka w górę. Było mi niezręcznie i przenosiłam wzrok z osoby na osobę, szukając znajomych twarzy. Po sekundzie mignęła mi ruda czupryna. Jej właścicielka ocierała się tyłkiem o krocze bruneta. Nie zawiesiłabym na nich dłuższego spojrzenia, gdyby nie fakt, że brunetem był James i wyraźnie podobała mu się ta sytuacja, a dziewczyna była mi doskonale znana. Skąd do cholery wzięła się tu Moira?

Auch

-Tańczysz?-Lucas zauważył jak gapię się na parę na parkiecie oraz Azjatę i postanowił mnie wybawić.
-Pewnie-odkrzyknęłam patrząc przepraszająco na obcokrajowca.
Gdy znalazłam się na parkiecie zaczęła się szybka muzyka. Wszyscy zaczęli skakać, tłum oszalał, to było jak karnawał w Brazylii-pełno kolorów, szalejący ludzie, energiczna muzyka i taniec.
Widziałam jak Kendall unosi Lili na barana, gdy jakaś kapela weszła na scenę, to samo Pena i Vega. Odruchowo odszukałam Maslowa., niestety, on był już zajęty.

Nie przeze mnie.
Auch x2

Ruda burza loków spadała na jego głowę, podobnie jak piersi dziewczyny. Automatycznie mój humor się zepsuł. Widząc to, Łukasz złapał mnie za boki i uniósł, sadzając na swoich ramionach. Pisnęłam, ale przez tłum nikt tego nie zwrócił na to większej uwagi, poza Jamesem. Spojrzał na mnie i chłopaka pode mną z wyrzutem i splótł ich dłonie razem nie odrywając od nas wzroku.

Auch x3

Kapela zaczęła grać, ale nie żadne z nas nie przerywało kontaktu wzrokowego. Mój przyjaciel wiedząc co się dzieje usytuował swoje dłonie na moim tyłku. Maslow zwrócił swoją uwagę na dziewczynę siedzącą na jego barkach i powiedział coś z uśmiechem, przez co Moira zachichotała.

Auchx5

Pokazałam blondynowi palec w dół i zdjął mnie z ramion, stawiając bezpiecznie. Spytał niemo, czy wszystko okay, ja tylko pokiwałam ze sztucznym uśmiechem i wyszłam na zewnątrz.
Przypomniała mi się sytuacja sprzed dwóch dni, kiedy na joggingu ktoś mnie zaczepił. Ona wiedziała, że on taki jest. Ostrzegała mnie. Czemu ja nigdy nie słucham?


Historia rodem "Fineasza i Ferba" się kończy, jak lato u naszych bohaterów, co za tym idzie-Koniec sielanki. Kto jest na celowniku?

niedziela, 6 grudnia 2015

rozdział 37

ZANIM ZACZNIECIE CZYTAĆ POST!
Jako pasjonatka wszelakich chorób mam dość oryginalny pomysł na bloga. Coś jak ostrzejsza, pisana wersja Dr House. Nie wiem, czy jest sens, ktoś by czytał?
Enjoy

Kręciłam się niespokojnie, czując wschodzące słońce na skórze. Leżał do mnie plecami oddychając nierównomiernie. Nie spał, tak jak ja, ale żadne z nas nie powiedziało ani słowa odkąd położyliśmy się na dwóch skrajach łóżka. Udawanie było łatwiejsze i wygodniejsze ze względu na naszą kłótnię. Pierwszy raz w życiu tak cieszyłam się na dźwięk mojego budzika w telefonie. Zerwałam się z łóżka, może trochę zbyt gwałtownie, owinęłam szlafrokiem i spoglądając w stronę bruneta po raz ostatni, ruszyłam żeby się ubrać.
Ruszyłam po cichu na dół i zrobiłam sobie kawę. Zalewając ją usłyszałam głos z tyłu.
-Pokłóciliście się?-zaskoczona odwróciłam się, żeby zobaczyć zaspaną Lili z książkę w ręku. Zmęczona pocierała oczy, a jej włosy sterczały w każdą stronę.
-Nic się nie dzieje, połóż się jeszcze-powiedziałam podchodząc do niej i obejmując-mam dziś tylko dyżur w przychodni i o czternastej możemy skoczyć na obiad.-poczułam jej uśmiech na szyi. Jej ręce oderwały się od moich bioder i ruszyła po schodach. Złapałam torebkę i wyszłam, po czym zamknęłam drzwi. Wyjmując klucze z zamka, moją uwagę przykuł warkot silnika za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam bruneta zdejmującego kask.
-Podwieźć panią do pracy?-uśmiechnął się w moim kierunku.
-Lucas, nie chcę się czepiać, ale skąd wiesz, o której zaczynam?-spytałam siadając na motocykl, ale nie dostałam odpowiedzi. Pędziliśmy aż do parkingu, a że ze względu na wczesną godzinę było pustkowie na drogach, mogliśmy poszaleć. Gdy zsiadłam w końcu z maszyny i oddałam mu kask, odezwał się.
-Wika chciałaby się z tobą spotkać, w sumie ja też tęskniłem, może masz czas dziś po południu?
-Umówiłam się z siostrą na obiad, ale jeżeli chcecie się dołączyć...
-Zawsze chętnie-cmoknął mnie i bez słowa odjechał. Odwróciłam się w stronę wejścia, gdzie bacznie obserwował mnie House. Przywitałam się i ruszyłam w stronę drzwi.



-Więc jak się czujesz?-rzuciłam do Chase'a, przysiadając się do niego podczas lunchu.
-W związku z pacjentem z mięsakiem Kaposiego?-uśmiechnął się niemrawo, na co go szturchnęłam.
-W związku z Cameron.-pochyliłam się w jego kierunku.
-Wolę obgadać temat tego czterdziestolatka-mruknął kręcąc łyżeczką w kawie.Resztę naszej konwersacji skierowałam na lżejsze tematy.


-Wiktoria! Łukasz!-moja siostra zaczęła machać w ich kierunku. Mieliśmy czteroosobowy stolik na dworzu w przyjemnej, tutejszej restauracji. Łukasz szedł z dwoma torbami w rękach, a Wiktoria rzuciła się w naszą stronę.
-A co to za zakupy?-spytałam widząc dwie torby.
-Zgadnij kto podpisał umowę z Chanel?-jej oczy zabłysły a ja uśmiechnęłam się szeroko.-A to dla was-już chciałam odmówić, ale zamrożona jej nieprzyjmującym odmowy wzrokiem po prostu zajrzałam do torby. Wiktoria pochyliła się w moim kierunku szepcząc mi do ucha-W sumie prezent bardziej dla Jamesa-obejrzałam starannie piękną, jaśminową halkę.
-Słuchajcie, mam dla was coś bardzo ważnego i nie będę czekał. Wyjeżdżam na półtora miesiąca-kiwnęłam głową ze zrozumieniem-także zadanie dla was dziewczyny jest wyuczyć Wiktorię angielskiego na poziom co najmniej niesamowicie perfekcyjny, zrozumiano?


Wracając do domu zauważyłam włączone światło. Lili bardzo chciała iść do przyjaciółki na noc, więc wróciłam sama. W domu czekał zdenerwowany James, żadna nowość.
-Gdzie byłaś?
-Pieprzyłam się z przypadkowym facetem w krzakach-rzuciłam z przekąsem w głosie i odłożyłam torebkę.
-Nie pierdol i mów gdzie byłaś-rzucił wściekły. Lekko się przestraszyłam.
-Na obiedzie z Lili, Wiktorią i Łukaszem, a potem kupowałam książki i torbę Lili-powiedziałam ciszej.
-Na pewno?-warknął.
-Co tobie? Tylko byś wrzeszczał.
-A co jest tobie? Nie ma nigdy w domu,nie rozmawiasz ze mną i łazisz po klubach z facetami z pracy!
-Wadzi ci, że oprócz ciebie mam własne życie?-spytałam spokojnie, a on trzasnął dłonią w blat. Podskoczyłam przerażona i łza pociekła mi po policzku. Jego kamienny wyraz twarzy...to nie była osoba, którą znałam. Ruszyłam w stronę schodów słysząc już skruszony głos wołający moje imię. Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać.  Usłyszałam tłuczone szkło i falę przekleństw, przez co zamilkłam. Po kilku minutach, gdy już się uspokoiłam, ruszyłam na dół i zobaczyłam Jamesa zbierającego kawałki szkła z podłogi. Podeszłam i kucnęłam powoli zbierając kawałki szkła i wyrzucając je. Ponownie pochyliłam się w jego kierunku i wzięłam jego rękę, oglądając ranę. Czułam jego wzrok na mojej twarzy, kiedy oblizywał wargi. Nagle po prostu pochylił się, złapał mnie na kark i pocałował. Przez chwilę stałam sztywna, ale potem przybliżyłam się bardziej. Podniósł mnie i popchnął. Natrafiłam biodrami drewniane zakończenia szafek, a jego dłonie uniosły mnie za tyłek, przez co usiadłam na blacie. Objęłam go nogami w pasie i poczułam jak ciągnie zębami moją dolną wargę. Odsunął twarz na chwilę, opierając czoło o moje. To było intensywne.
-Przepraszam-szepnął patrząc mi z oczy i łapiąc mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się lekko, łącząc ponownie nasze usta.

niedziela, 18 października 2015

rozdział 36


-Johnny, 9 lat i czarnoskóry, więc coś dla ciebie Foreman. Wirusy początkowo zaatakowały węzły chłonne, następnie przeniosły się na śledzionę. Jako objawy były powiększone węzły, gorączka, osłabienie. Pacjent trafił do lekarza i dostał leki przeciwgorączkowe. Wrócił z twarzą jak po wejściu do ula. Grudka na grudce.-rzucił kartką na biurko. Gdy wszyscy z szokiem odwrócili wzrok, pochyliłam się nad zdjęciem.
-Robił ktoś rezonans?-spytała Cameron podnosząc dłoń do góry.
-Nie potrzebny.-rzucił House opierając się o ławkę.
-Półpasiec?-rzucił Chase patrząc na House, który nieznacznie pokręcił głową.
-Nie pasuje ze względu na ułożenie-rzucił Foreman. Oparłam się wygodniej o oparcie fotela. House patrzył na mnie uważnie. Doskonale wie, że chciałabym powiedzieć moją teorię, która jest niemożliwa. Ostatni przypadek tej choroby został odnotowany pod koniec lat 70, a w dodatku chorobę uznano za eradykowaną, więc jakim cudem miałaby teraz wystąpić? A co tam, zaryzykować można.
-Wysuwam tezę o ospie prawdziwej-przygryzłam ołówek czekając na krytykę.
-Jakiej ospie?-zmarszczył brwi Foreman.
-Prawdziwej.-rzuciłam-zanim coś powiesz, wiem. Została oficjalnie uznana za zwalczoną na całym świecie. Ale objawy pasują jak ulał, jak nigdzie indziej.-mierzyłam wzrokiem Greg'a. W końcu przeniósł niebieskie oczy na swoją laskę i podniósł się gwałtownie.
-Leczenie objawowe. Jeżeli nie umrze, to będzie cud.-przeniosłam mój wzrok na notatki.
-Ale skoro ta choroba powróciła, czy nie powinniśmy o tym zawiadomić laboratorium z Moskwy?-powiedział Chase.
-Dziecko jest z Rosji...-zaczęła kojarzyć Cameron.
-Idziemy do izolatki.
Przez następne trzy godziny patrzyłam na to dziecko przez lustro weneckie. Jego ból widać było po rozpaczliwych ruchach i zagubionym spojrzeniu. Po policzku spłynęła mi łza, potem następna.
Nim się obejrzałam minęły następne godziny mojej pracy. Minęły na zapisywaniu stanu chorego. Jedyne co mogłam tam napisać było "Stan stabilny". Brak zmian to nie był powód do szczęścia.
To wydarzenie kompletnie mnie dobiło. Gdy wybiła 19:00, wyszłam w stronę szatni, gdzie niestety nie weszłam, ponieważ słysząc rozmowę Chase'a i Cameron postanowiłam poczekać na zewnątrz. Po kilku minutach Cameron wyszła zamyślona, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Postanowiłam dać chłopakowi jeszcze minutę, po czym weszłam i zastałam blondyna bez koszuli. Idąc pewna siebie do szafki wyciągałam z torby kluczyk.
-Coś poważnego?-zaczęłam rozmowę.
-To długa historia.-odpowiedział pół głosem, dopinając trzy ostatnie guziki koszuli.
-Może w takim razie chcesz wyjść na kawę i porozmawiać?-spytałam, odwracając się i przekładając głowę przez golf.
-Chętnie, ale nie mam ochoty na tłoczne fast foody.-skrzywił się na samą myśl. Sięgnęłam po torbę zamykając szafkę.
-Znam bardzo miłą kawiarenkę.-uśmiechnęłam się promiennie, co odwzajemnił.



-I wtedy ona powiedziała, że spieprzyłem i nie chce związku. Nie chce mojej miłości.-rzucił niemrawo, biorąc łyk cappuccino. Bita śmietana znajdująca się na wierzchu, znalazła się na jego nosie. Mimo smutnego nastroju wyglądał wtedy uroczo. Wyciągnęłam palec w jego kierunku i opuszkiem zebrałam słodką śmietanę, po czym włożyłam ją do ust.
-Myślę, że boi się żyć w związku, odkąd jej mąż młodo umarł na raka. Może powinieneś ją oswoić z myślą, że chcesz mieć z nią przyszłość, zamiast stawiać ją przed faktem?-jego oczu zaszkliły się, więc postanowiłam poprawić humor i celowo zrobiłam sobie "wąsy" ze śmietanki z mojego kakao.


-Co to za facet?-zostałam zapytana zaraz po przekroczeniu progu domu.
-Chase, mój kolega z pracy-odpowiedziałam, przekładając klucz w drzwiach.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś po mnie, tylko on cię odwiózł?-Maslow z pretensją założył rękę na rękę.
-Ponieważ zaraz po pracy zaprosiłam go na kawę. Mieliśmy ciężki dzień i chciał się wygadać.
-Mieliście? MieLIŚCIE?! Już mówisz w liczbie mnogiej?-krzyknął obruszony, aż opuściłam but, który rozwiązywałam.
-Nie krzycz, miałam ciężki dzień. Tak, mieliśmy. Jesteśmy w jednym zespole, James.
-Powinnaś zadzwonić.
-A ty nie mogłeś?-spytałam słuchając zarzutów.
-Nie-powiedział, obrażając się do końca.
-Cokolwiek-powiedziałam cicho i ruszyłam na górę do Lili. Zastałam ją na łóżku, piszącą coś w zeszycie. Dosiadłam się do niej, pytając o jej dzień. Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam, co do mnie mówiła, ale była uśmiechnięta i tyle mi trzeba było. Zaproponowałam, żebyśmy nazajutrz wybrały się na obiad, a potem zakupy szkolne, bo w końcu niedługo jej sielanka miała się skończyć definitywnie. Z niemrawym uśmiechem zgodziła się i wróciła do pisania w zeszycie.
Ja po cichu przemieszczając się po domu dotarłam do garderoby i ubrałam leginsy do biegania. Krzycząc, że będę niedługo, wyszłam z domu i zaczęłam truchtać. Po dłuższym czasie zaczęłam przyspieszać i nawet nie wiem kiedy zaczęłam tracić oddech ze zmęczenia. Przystanęłam, by odsapnąć. Ułożyłam dłonie na kolanach i pochyliłam głowę w dół, czując pot spływający po mojej twarzy. Nagle czyjś dotyk dłoni postawił mnie w pionie.

Jaja/Mames mają kryzys, co wy na to?
I kogo mogła spotkać przy fontannie?
Maslow zazdrosny?

czwartek, 1 października 2015

rozdział 35

Uwaga, pierwszy rozdział na tym blogu z perspektywy bohatera. Hope it's still the same for ya.  Enjoy



-Jestem!-wrzasnęłam wbiegając do naszego biura. Jedynie Chase obrócił się w moją stronę, a na jego twarzy wymalowane było zdenerwowanie.-Co się stało?
-Jest inspekcja, a House przyjął 3 razy większą dawkę vicodinu niż powinien i pieprzy od rzeczy.-rzuciła nerwowo Cameron.-Poza tym, przez cały czas woła o ciebie-rzuciła ukrywając irytację.
Dlaczego mnie? Ma przecież poza mną 3 podwładnych. Pokierowana pod szpitalne prysznice, ruszyłam przez zapełnione korytarze. Pielęgniarki i doktorzy przewijali się energicznie, częste były zderzenia i potrącenia bez wyjaśnień. Gdy w końcu znalazłam się u celu, zapukałam w miarę donośnie. Zza drzwi do męskiej łazienki wychyliła się twarz Greg'a. Oczy miał zaczerwienione i załzawione, był rozkojarzony, bujał się na boki i nie mógł skupić wzroku w jednym miejscu.
-House, jesteś potrzebny. Wpuść mnie, musimy cię doprowadzić do porządku.- przecisnęłam się pomiędzy szczeliną drzwi i weszłam do cichej łazienki. Dopiero teraz zauważyłam, jaki hałas był na zewnątrz, a tu mogłam usłyszeć nasze oddechy i kapiącą wodę.Podeszłam do zlewu i namaczając chusteczki, przyłożyłam je do twarzy szefa. Wiercił się jak małe dziecko, co tylko utrudniało mi zadanie.
W mojej torebce znalazłam krople do oczu i z trudem użyłam ich na mężczyźnie. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Cameron. Chciałabym zobaczyć jej minę przy otrzymywaniu smsa.



Po 30 minutach brunetka przekroczyła próg łazienki. W tym czasie House powoli powracał do normy, ale jego wygląd pozostawiał wiele do życzenia.
-Mam wszystko!-wpadła widocznie zdyszana.-Korektor pod oczy, puder, golarka, kitel, perfumy od Foremana i spodnie od Chase'a.
-Za ile ma być inspektor?-rzuciłam wyjmując z reklamówki korektor i puder.
-Za jakieś 15, góra 30 minut. Pośpieszmy się.




-James?-krzyknęłam przekraczając próg domu.
-Gdzie byłaś tak długo?-rzucił brunet schodząc na dół. Z jego włosów kapała woda, a na ciele miał tylko ręcznik.
-W pracy. Była dzisiaj inspekcja i mój szef...-urwałam-to długa i żmudna historia, o której wolałabym zapomnieć. Może masz ochotę na pizzę?
-Rock Records mnie zabije-rzucił lustrując ser na cieście-ale w sumie taka śmierć będzie piękna.-uśmiechnął się i urwał kawałek pizzy.
-Jak w pracy?-spytałam siadając przy stole. Zdarzyło się pierwszy raz, żebym była po Jamiesie w domu. Chłopak tylko westchnął i skończył rzuć kęs.
-Nie mogłem wejść do biura i ochroniarze musieli mnie eskortować z samochodu. Tłum rozwrzeszczanych fanek i paparazzi czekał na mnie przed samym wejściem. Chyba jesteśmy coraz popularniejsi. Z tego pisku i zgiełku nie mogłem się skupić. A teraz dręczą mnie piekielne bóle głowy.
Wstałam na chwilę od stołu, nalewając soku do szklanki i wyciągając z torebki dwie tabletki. Położyłam to przed talerzem Maslowa, który spojrzał na mnie pytająco. Nic nie powiedziałam, tylko dołożyłam sosu na mój kawałek.



-Jamie, gdzie jest Lili?-rzuciłam, gdy miejsce koło mnie ugięło się a łóżko się wyrównało.
-Obiecaj, że się nie pogniewasz-gdy rzuciłam mu pytające spojrzenie, skapitulował-Pozwoliłem jej iść na noc do Kendalla.
-Co jej pozwoliłeś?-podniosłam się automatycznie.
-Ona ma 15 lat, nie będą się przecież pieprzyć.-rzucił na usprawiedliwienie.
-Właśnie. Ma 15 lat. Wiesz co ja w jej wieku robiłam?!-opadłam bezsilnie na łóżko.-Przepraszam, nie będę krzyczeć. Następnym razem proszę cię, zaproponuj, że przenocujemy Kendalla. Będę miała na nich oko, a oni będą mogli się tulić ile chcą.
-Apropos tulenia...-rzucił brunet i przybliżył się znacznie i objął mnie w pasie, przerzucając ją na siebie. Zaśmiałam się cicho i ułożyłam głowę wygodnie na torsie bruneta.
-Masz takie miękkie włosy-powiedziałam bez zastanowienia, wplatając palce w grzywkę bruneta. W tym momencie wszedł Logan z popcornem w ręku.
-Co tam gołąbki?
-Jezu Logan, skąd tu się wziąłeś?-spytałam, próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
-Żywe pornole są fajniejsze-spiorunowany wzrokiem uniósł ręce w geście kapitulacji-Spokojnie, przyszedłem oddać wam klucze i przy okazji wziąć telefon, ale już znikam, żebyście mieli całą noc dla siebie-mrugnął biorąc garść słonego przysmaku.
-Logan, bierz co chcesz, ale mogę cię prosić, żebyś zamknął drzwi, bo jestem zmęczona?-rzuciłam brunetka, na co jej partner dodał:
-Wypierdalaj, moment psujesz-i rzucił jednym ze swoich zniewalających uśmiechów.
-Pa gołąbki!-rzucił kluczami w kołdrę i wyszedł głośno trzaskając.
-James?-spytałam kładąc się ponownie na łóżku i gładząc go po policzku.-Myślisz, że jestem złym opiekunem?-chłopak zwrócił twarz w moją stronę i oparł się na dłoni. Przygryzł wnętrze policzka i złapał kontakt wzrokowy.
-Podziwiam cię-rzucił-ja nie jestem pewien, czy zdecydowałbym się na opiekę nad buzującą hormonami nastolatką.-odgarnął moje włosy z twarzy. Pochyliłam się nad nim, przekręcając go na plecy.
-Przecież to zrobiłeś.-przekręciłam oczami, a on się zaśmiał.
-To nie to samo!-rzucił, ale po chwili położył dłonie na jej talii i wyłączył lampkę. Teraz przyświecał nam tylko księżyc, a że noc była dość jasna, spokojnie widzieliśmy nasze twarze.-Mogę cię pocałować?-spytał nagle. Ściągnęłam brwi zaskoczona pytaniem, ale po chwili sama przysunęłam twarz do jego ust. Smakował tak dobrze jak mięta i truskawki. Może mam w tym interes, ale sprawia mi to niesamowitą przyjemność.
Gdy jego ręka powędrowała na moje plecy, policzki mi zapłonęły w ułamku sekundy. Mogłam poczuć, jak jego usta układają się w uśmiech. Uwielbiam to.






piątek, 28 sierpnia 2015

rozdział 34

-O mój Boże, James!-krzyknęła brunetka lustrując bruneta. Maslow wyglądał jak siedem nieszczęść. Jego garnitur był umorusany z prawej strony, krawat zwisał mu niedbale z szyi, a on sam był rozciągnięty w nienaturalnej pozycji.
-Moja głowa...-wymamrotał niespełna przytomny.
-Cicho, próbuję spać!-wyjęczał męski głos z podłogi. Gdy ich wzrok powędrował w miejsce źródła dźwięku, zauważyli rozciągniętego na ziemi Łukasza. Maja wyganiając partnera z łóżka zrzuciła go i wtuliła się w poduszkę. Maslow niechętnie powlókł się do łazienki. Zaraz po trzaśnięciu drzwi pojawiło się zgięcie po drugiej stronie łóżka. Wiedząc, że to Mind, dziewczyna wtuliła się w jego tors i próbowała kontynuować sen. Przeszkodził jej dopiero wracający z łazienki James.
-To ja wychodzę tylko na chwilę i zastaję cię w łóżku z innym?-rzucił udając obrażenie.
-Uspokój cycki Maslow, ona i tak miała do ciebie iść-kopnął brunetkę w tyłek, przez co sturlała się na ziemię.
-Jeszcze się policzymy, Mind!-wyjęczała masując kręgosłup. Powoli i boleśnie ruszyła za Maslowem, który stał przed lustrem i oglądał swoją ranę na obojczyku. Brunetka wyjęła plaster i utlenioną wodę, po czym zaczęła przemywać ranę. Gdy chciała nakleić plaster, delikwent powiedział, że tyle da radę zrobić. Po czym dumny wziął opatrunek w rękę i przykleił go na lustro i przez 10 minut nie mógł zrozumieć dlaczego dziewczyna się z niego śmiała.
Gdy w końcu wyszli z łazienki postanowili zejść na dół. Wychodząc na balkon zobaczyli scenę jak z "Projektu X".
-Co tu się do cholery....-zaczął brunet, ale przerwał widząc Lili idącą w ich kierunku z sokiem pomarańczowym i aspiryną.
-Już wyjaśniam. Zabalowaliście, Kendall pomógł mi was przenieść do waszej sypialni, a Łukasz sam się tam wczołgał. Logan i Carlos spali na materacach w basenie, ale że Carlos się wiercił to spadł, jednocześnie zrzucając Logana i aktualnie śmieją się z siebie w kuchni. Alexa leży na hamaku, a Kendall...był grzeczny.-zakończyła monolog zabierając im puste szklanki i ruszając do kuchni. W tym momencie rozległ się głośny dźwięk Icony Pop. Dziewczyna zaczęła biegać po ogrodzie, odnajdując telefon na tarasie.
-Jak najszybciej w pracy, nagły przypadek-usłyszała w słuchawce. Spojrzała na wyświetlacz-dlaczego Chase dzwoni z telefonu House'a? Rzuciła tylko krótkie "okay" i wyjaśniając w biegu Jamesowi, dlaczego musi biec. Przebrała się w błyskawicznym tempie i po chwili była na dole.
Szybkim ruchem poprawiła szminkę na ustach i ruszyła do samochodu, omal nie potykając się o ledwo żywego Carlosa.  Wsiadła do samochodu i zapinając pasy westchnęła głośno układając głowę na kilka chwil na kierownicy, po czym ruszyła w stronę szpitala.