niedziela, 6 grudnia 2015

rozdział 37

ZANIM ZACZNIECIE CZYTAĆ POST!
Jako pasjonatka wszelakich chorób mam dość oryginalny pomysł na bloga. Coś jak ostrzejsza, pisana wersja Dr House. Nie wiem, czy jest sens, ktoś by czytał?
Enjoy

Kręciłam się niespokojnie, czując wschodzące słońce na skórze. Leżał do mnie plecami oddychając nierównomiernie. Nie spał, tak jak ja, ale żadne z nas nie powiedziało ani słowa odkąd położyliśmy się na dwóch skrajach łóżka. Udawanie było łatwiejsze i wygodniejsze ze względu na naszą kłótnię. Pierwszy raz w życiu tak cieszyłam się na dźwięk mojego budzika w telefonie. Zerwałam się z łóżka, może trochę zbyt gwałtownie, owinęłam szlafrokiem i spoglądając w stronę bruneta po raz ostatni, ruszyłam żeby się ubrać.
Ruszyłam po cichu na dół i zrobiłam sobie kawę. Zalewając ją usłyszałam głos z tyłu.
-Pokłóciliście się?-zaskoczona odwróciłam się, żeby zobaczyć zaspaną Lili z książkę w ręku. Zmęczona pocierała oczy, a jej włosy sterczały w każdą stronę.
-Nic się nie dzieje, połóż się jeszcze-powiedziałam podchodząc do niej i obejmując-mam dziś tylko dyżur w przychodni i o czternastej możemy skoczyć na obiad.-poczułam jej uśmiech na szyi. Jej ręce oderwały się od moich bioder i ruszyła po schodach. Złapałam torebkę i wyszłam, po czym zamknęłam drzwi. Wyjmując klucze z zamka, moją uwagę przykuł warkot silnika za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam bruneta zdejmującego kask.
-Podwieźć panią do pracy?-uśmiechnął się w moim kierunku.
-Lucas, nie chcę się czepiać, ale skąd wiesz, o której zaczynam?-spytałam siadając na motocykl, ale nie dostałam odpowiedzi. Pędziliśmy aż do parkingu, a że ze względu na wczesną godzinę było pustkowie na drogach, mogliśmy poszaleć. Gdy zsiadłam w końcu z maszyny i oddałam mu kask, odezwał się.
-Wika chciałaby się z tobą spotkać, w sumie ja też tęskniłem, może masz czas dziś po południu?
-Umówiłam się z siostrą na obiad, ale jeżeli chcecie się dołączyć...
-Zawsze chętnie-cmoknął mnie i bez słowa odjechał. Odwróciłam się w stronę wejścia, gdzie bacznie obserwował mnie House. Przywitałam się i ruszyłam w stronę drzwi.



-Więc jak się czujesz?-rzuciłam do Chase'a, przysiadając się do niego podczas lunchu.
-W związku z pacjentem z mięsakiem Kaposiego?-uśmiechnął się niemrawo, na co go szturchnęłam.
-W związku z Cameron.-pochyliłam się w jego kierunku.
-Wolę obgadać temat tego czterdziestolatka-mruknął kręcąc łyżeczką w kawie.Resztę naszej konwersacji skierowałam na lżejsze tematy.


-Wiktoria! Łukasz!-moja siostra zaczęła machać w ich kierunku. Mieliśmy czteroosobowy stolik na dworzu w przyjemnej, tutejszej restauracji. Łukasz szedł z dwoma torbami w rękach, a Wiktoria rzuciła się w naszą stronę.
-A co to za zakupy?-spytałam widząc dwie torby.
-Zgadnij kto podpisał umowę z Chanel?-jej oczy zabłysły a ja uśmiechnęłam się szeroko.-A to dla was-już chciałam odmówić, ale zamrożona jej nieprzyjmującym odmowy wzrokiem po prostu zajrzałam do torby. Wiktoria pochyliła się w moim kierunku szepcząc mi do ucha-W sumie prezent bardziej dla Jamesa-obejrzałam starannie piękną, jaśminową halkę.
-Słuchajcie, mam dla was coś bardzo ważnego i nie będę czekał. Wyjeżdżam na półtora miesiąca-kiwnęłam głową ze zrozumieniem-także zadanie dla was dziewczyny jest wyuczyć Wiktorię angielskiego na poziom co najmniej niesamowicie perfekcyjny, zrozumiano?


Wracając do domu zauważyłam włączone światło. Lili bardzo chciała iść do przyjaciółki na noc, więc wróciłam sama. W domu czekał zdenerwowany James, żadna nowość.
-Gdzie byłaś?
-Pieprzyłam się z przypadkowym facetem w krzakach-rzuciłam z przekąsem w głosie i odłożyłam torebkę.
-Nie pierdol i mów gdzie byłaś-rzucił wściekły. Lekko się przestraszyłam.
-Na obiedzie z Lili, Wiktorią i Łukaszem, a potem kupowałam książki i torbę Lili-powiedziałam ciszej.
-Na pewno?-warknął.
-Co tobie? Tylko byś wrzeszczał.
-A co jest tobie? Nie ma nigdy w domu,nie rozmawiasz ze mną i łazisz po klubach z facetami z pracy!
-Wadzi ci, że oprócz ciebie mam własne życie?-spytałam spokojnie, a on trzasnął dłonią w blat. Podskoczyłam przerażona i łza pociekła mi po policzku. Jego kamienny wyraz twarzy...to nie była osoba, którą znałam. Ruszyłam w stronę schodów słysząc już skruszony głos wołający moje imię. Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać.  Usłyszałam tłuczone szkło i falę przekleństw, przez co zamilkłam. Po kilku minutach, gdy już się uspokoiłam, ruszyłam na dół i zobaczyłam Jamesa zbierającego kawałki szkła z podłogi. Podeszłam i kucnęłam powoli zbierając kawałki szkła i wyrzucając je. Ponownie pochyliłam się w jego kierunku i wzięłam jego rękę, oglądając ranę. Czułam jego wzrok na mojej twarzy, kiedy oblizywał wargi. Nagle po prostu pochylił się, złapał mnie na kark i pocałował. Przez chwilę stałam sztywna, ale potem przybliżyłam się bardziej. Podniósł mnie i popchnął. Natrafiłam biodrami drewniane zakończenia szafek, a jego dłonie uniosły mnie za tyłek, przez co usiadłam na blacie. Objęłam go nogami w pasie i poczułam jak ciągnie zębami moją dolną wargę. Odsunął twarz na chwilę, opierając czoło o moje. To było intensywne.
-Przepraszam-szepnął patrząc mi z oczy i łapiąc mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się lekko, łącząc ponownie nasze usta.

niedziela, 18 października 2015

rozdział 36


-Johnny, 9 lat i czarnoskóry, więc coś dla ciebie Foreman. Wirusy początkowo zaatakowały węzły chłonne, następnie przeniosły się na śledzionę. Jako objawy były powiększone węzły, gorączka, osłabienie. Pacjent trafił do lekarza i dostał leki przeciwgorączkowe. Wrócił z twarzą jak po wejściu do ula. Grudka na grudce.-rzucił kartką na biurko. Gdy wszyscy z szokiem odwrócili wzrok, pochyliłam się nad zdjęciem.
-Robił ktoś rezonans?-spytała Cameron podnosząc dłoń do góry.
-Nie potrzebny.-rzucił House opierając się o ławkę.
-Półpasiec?-rzucił Chase patrząc na House, który nieznacznie pokręcił głową.
-Nie pasuje ze względu na ułożenie-rzucił Foreman. Oparłam się wygodniej o oparcie fotela. House patrzył na mnie uważnie. Doskonale wie, że chciałabym powiedzieć moją teorię, która jest niemożliwa. Ostatni przypadek tej choroby został odnotowany pod koniec lat 70, a w dodatku chorobę uznano za eradykowaną, więc jakim cudem miałaby teraz wystąpić? A co tam, zaryzykować można.
-Wysuwam tezę o ospie prawdziwej-przygryzłam ołówek czekając na krytykę.
-Jakiej ospie?-zmarszczył brwi Foreman.
-Prawdziwej.-rzuciłam-zanim coś powiesz, wiem. Została oficjalnie uznana za zwalczoną na całym świecie. Ale objawy pasują jak ulał, jak nigdzie indziej.-mierzyłam wzrokiem Greg'a. W końcu przeniósł niebieskie oczy na swoją laskę i podniósł się gwałtownie.
-Leczenie objawowe. Jeżeli nie umrze, to będzie cud.-przeniosłam mój wzrok na notatki.
-Ale skoro ta choroba powróciła, czy nie powinniśmy o tym zawiadomić laboratorium z Moskwy?-powiedział Chase.
-Dziecko jest z Rosji...-zaczęła kojarzyć Cameron.
-Idziemy do izolatki.
Przez następne trzy godziny patrzyłam na to dziecko przez lustro weneckie. Jego ból widać było po rozpaczliwych ruchach i zagubionym spojrzeniu. Po policzku spłynęła mi łza, potem następna.
Nim się obejrzałam minęły następne godziny mojej pracy. Minęły na zapisywaniu stanu chorego. Jedyne co mogłam tam napisać było "Stan stabilny". Brak zmian to nie był powód do szczęścia.
To wydarzenie kompletnie mnie dobiło. Gdy wybiła 19:00, wyszłam w stronę szatni, gdzie niestety nie weszłam, ponieważ słysząc rozmowę Chase'a i Cameron postanowiłam poczekać na zewnątrz. Po kilku minutach Cameron wyszła zamyślona, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Postanowiłam dać chłopakowi jeszcze minutę, po czym weszłam i zastałam blondyna bez koszuli. Idąc pewna siebie do szafki wyciągałam z torby kluczyk.
-Coś poważnego?-zaczęłam rozmowę.
-To długa historia.-odpowiedział pół głosem, dopinając trzy ostatnie guziki koszuli.
-Może w takim razie chcesz wyjść na kawę i porozmawiać?-spytałam, odwracając się i przekładając głowę przez golf.
-Chętnie, ale nie mam ochoty na tłoczne fast foody.-skrzywił się na samą myśl. Sięgnęłam po torbę zamykając szafkę.
-Znam bardzo miłą kawiarenkę.-uśmiechnęłam się promiennie, co odwzajemnił.



-I wtedy ona powiedziała, że spieprzyłem i nie chce związku. Nie chce mojej miłości.-rzucił niemrawo, biorąc łyk cappuccino. Bita śmietana znajdująca się na wierzchu, znalazła się na jego nosie. Mimo smutnego nastroju wyglądał wtedy uroczo. Wyciągnęłam palec w jego kierunku i opuszkiem zebrałam słodką śmietanę, po czym włożyłam ją do ust.
-Myślę, że boi się żyć w związku, odkąd jej mąż młodo umarł na raka. Może powinieneś ją oswoić z myślą, że chcesz mieć z nią przyszłość, zamiast stawiać ją przed faktem?-jego oczu zaszkliły się, więc postanowiłam poprawić humor i celowo zrobiłam sobie "wąsy" ze śmietanki z mojego kakao.


-Co to za facet?-zostałam zapytana zaraz po przekroczeniu progu domu.
-Chase, mój kolega z pracy-odpowiedziałam, przekładając klucz w drzwiach.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś po mnie, tylko on cię odwiózł?-Maslow z pretensją założył rękę na rękę.
-Ponieważ zaraz po pracy zaprosiłam go na kawę. Mieliśmy ciężki dzień i chciał się wygadać.
-Mieliście? MieLIŚCIE?! Już mówisz w liczbie mnogiej?-krzyknął obruszony, aż opuściłam but, który rozwiązywałam.
-Nie krzycz, miałam ciężki dzień. Tak, mieliśmy. Jesteśmy w jednym zespole, James.
-Powinnaś zadzwonić.
-A ty nie mogłeś?-spytałam słuchając zarzutów.
-Nie-powiedział, obrażając się do końca.
-Cokolwiek-powiedziałam cicho i ruszyłam na górę do Lili. Zastałam ją na łóżku, piszącą coś w zeszycie. Dosiadłam się do niej, pytając o jej dzień. Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam, co do mnie mówiła, ale była uśmiechnięta i tyle mi trzeba było. Zaproponowałam, żebyśmy nazajutrz wybrały się na obiad, a potem zakupy szkolne, bo w końcu niedługo jej sielanka miała się skończyć definitywnie. Z niemrawym uśmiechem zgodziła się i wróciła do pisania w zeszycie.
Ja po cichu przemieszczając się po domu dotarłam do garderoby i ubrałam leginsy do biegania. Krzycząc, że będę niedługo, wyszłam z domu i zaczęłam truchtać. Po dłuższym czasie zaczęłam przyspieszać i nawet nie wiem kiedy zaczęłam tracić oddech ze zmęczenia. Przystanęłam, by odsapnąć. Ułożyłam dłonie na kolanach i pochyliłam głowę w dół, czując pot spływający po mojej twarzy. Nagle czyjś dotyk dłoni postawił mnie w pionie.

Jaja/Mames mają kryzys, co wy na to?
I kogo mogła spotkać przy fontannie?
Maslow zazdrosny?

czwartek, 1 października 2015

rozdział 35

Uwaga, pierwszy rozdział na tym blogu z perspektywy bohatera. Hope it's still the same for ya.  Enjoy



-Jestem!-wrzasnęłam wbiegając do naszego biura. Jedynie Chase obrócił się w moją stronę, a na jego twarzy wymalowane było zdenerwowanie.-Co się stało?
-Jest inspekcja, a House przyjął 3 razy większą dawkę vicodinu niż powinien i pieprzy od rzeczy.-rzuciła nerwowo Cameron.-Poza tym, przez cały czas woła o ciebie-rzuciła ukrywając irytację.
Dlaczego mnie? Ma przecież poza mną 3 podwładnych. Pokierowana pod szpitalne prysznice, ruszyłam przez zapełnione korytarze. Pielęgniarki i doktorzy przewijali się energicznie, częste były zderzenia i potrącenia bez wyjaśnień. Gdy w końcu znalazłam się u celu, zapukałam w miarę donośnie. Zza drzwi do męskiej łazienki wychyliła się twarz Greg'a. Oczy miał zaczerwienione i załzawione, był rozkojarzony, bujał się na boki i nie mógł skupić wzroku w jednym miejscu.
-House, jesteś potrzebny. Wpuść mnie, musimy cię doprowadzić do porządku.- przecisnęłam się pomiędzy szczeliną drzwi i weszłam do cichej łazienki. Dopiero teraz zauważyłam, jaki hałas był na zewnątrz, a tu mogłam usłyszeć nasze oddechy i kapiącą wodę.Podeszłam do zlewu i namaczając chusteczki, przyłożyłam je do twarzy szefa. Wiercił się jak małe dziecko, co tylko utrudniało mi zadanie.
W mojej torebce znalazłam krople do oczu i z trudem użyłam ich na mężczyźnie. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Cameron. Chciałabym zobaczyć jej minę przy otrzymywaniu smsa.



Po 30 minutach brunetka przekroczyła próg łazienki. W tym czasie House powoli powracał do normy, ale jego wygląd pozostawiał wiele do życzenia.
-Mam wszystko!-wpadła widocznie zdyszana.-Korektor pod oczy, puder, golarka, kitel, perfumy od Foremana i spodnie od Chase'a.
-Za ile ma być inspektor?-rzuciłam wyjmując z reklamówki korektor i puder.
-Za jakieś 15, góra 30 minut. Pośpieszmy się.




-James?-krzyknęłam przekraczając próg domu.
-Gdzie byłaś tak długo?-rzucił brunet schodząc na dół. Z jego włosów kapała woda, a na ciele miał tylko ręcznik.
-W pracy. Była dzisiaj inspekcja i mój szef...-urwałam-to długa i żmudna historia, o której wolałabym zapomnieć. Może masz ochotę na pizzę?
-Rock Records mnie zabije-rzucił lustrując ser na cieście-ale w sumie taka śmierć będzie piękna.-uśmiechnął się i urwał kawałek pizzy.
-Jak w pracy?-spytałam siadając przy stole. Zdarzyło się pierwszy raz, żebym była po Jamiesie w domu. Chłopak tylko westchnął i skończył rzuć kęs.
-Nie mogłem wejść do biura i ochroniarze musieli mnie eskortować z samochodu. Tłum rozwrzeszczanych fanek i paparazzi czekał na mnie przed samym wejściem. Chyba jesteśmy coraz popularniejsi. Z tego pisku i zgiełku nie mogłem się skupić. A teraz dręczą mnie piekielne bóle głowy.
Wstałam na chwilę od stołu, nalewając soku do szklanki i wyciągając z torebki dwie tabletki. Położyłam to przed talerzem Maslowa, który spojrzał na mnie pytająco. Nic nie powiedziałam, tylko dołożyłam sosu na mój kawałek.



-Jamie, gdzie jest Lili?-rzuciłam, gdy miejsce koło mnie ugięło się a łóżko się wyrównało.
-Obiecaj, że się nie pogniewasz-gdy rzuciłam mu pytające spojrzenie, skapitulował-Pozwoliłem jej iść na noc do Kendalla.
-Co jej pozwoliłeś?-podniosłam się automatycznie.
-Ona ma 15 lat, nie będą się przecież pieprzyć.-rzucił na usprawiedliwienie.
-Właśnie. Ma 15 lat. Wiesz co ja w jej wieku robiłam?!-opadłam bezsilnie na łóżko.-Przepraszam, nie będę krzyczeć. Następnym razem proszę cię, zaproponuj, że przenocujemy Kendalla. Będę miała na nich oko, a oni będą mogli się tulić ile chcą.
-Apropos tulenia...-rzucił brunet i przybliżył się znacznie i objął mnie w pasie, przerzucając ją na siebie. Zaśmiałam się cicho i ułożyłam głowę wygodnie na torsie bruneta.
-Masz takie miękkie włosy-powiedziałam bez zastanowienia, wplatając palce w grzywkę bruneta. W tym momencie wszedł Logan z popcornem w ręku.
-Co tam gołąbki?
-Jezu Logan, skąd tu się wziąłeś?-spytałam, próbując podnieść się do pozycji siedzącej.
-Żywe pornole są fajniejsze-spiorunowany wzrokiem uniósł ręce w geście kapitulacji-Spokojnie, przyszedłem oddać wam klucze i przy okazji wziąć telefon, ale już znikam, żebyście mieli całą noc dla siebie-mrugnął biorąc garść słonego przysmaku.
-Logan, bierz co chcesz, ale mogę cię prosić, żebyś zamknął drzwi, bo jestem zmęczona?-rzuciłam brunetka, na co jej partner dodał:
-Wypierdalaj, moment psujesz-i rzucił jednym ze swoich zniewalających uśmiechów.
-Pa gołąbki!-rzucił kluczami w kołdrę i wyszedł głośno trzaskając.
-James?-spytałam kładąc się ponownie na łóżku i gładząc go po policzku.-Myślisz, że jestem złym opiekunem?-chłopak zwrócił twarz w moją stronę i oparł się na dłoni. Przygryzł wnętrze policzka i złapał kontakt wzrokowy.
-Podziwiam cię-rzucił-ja nie jestem pewien, czy zdecydowałbym się na opiekę nad buzującą hormonami nastolatką.-odgarnął moje włosy z twarzy. Pochyliłam się nad nim, przekręcając go na plecy.
-Przecież to zrobiłeś.-przekręciłam oczami, a on się zaśmiał.
-To nie to samo!-rzucił, ale po chwili położył dłonie na jej talii i wyłączył lampkę. Teraz przyświecał nam tylko księżyc, a że noc była dość jasna, spokojnie widzieliśmy nasze twarze.-Mogę cię pocałować?-spytał nagle. Ściągnęłam brwi zaskoczona pytaniem, ale po chwili sama przysunęłam twarz do jego ust. Smakował tak dobrze jak mięta i truskawki. Może mam w tym interes, ale sprawia mi to niesamowitą przyjemność.
Gdy jego ręka powędrowała na moje plecy, policzki mi zapłonęły w ułamku sekundy. Mogłam poczuć, jak jego usta układają się w uśmiech. Uwielbiam to.






piątek, 28 sierpnia 2015

rozdział 34

-O mój Boże, James!-krzyknęła brunetka lustrując bruneta. Maslow wyglądał jak siedem nieszczęść. Jego garnitur był umorusany z prawej strony, krawat zwisał mu niedbale z szyi, a on sam był rozciągnięty w nienaturalnej pozycji.
-Moja głowa...-wymamrotał niespełna przytomny.
-Cicho, próbuję spać!-wyjęczał męski głos z podłogi. Gdy ich wzrok powędrował w miejsce źródła dźwięku, zauważyli rozciągniętego na ziemi Łukasza. Maja wyganiając partnera z łóżka zrzuciła go i wtuliła się w poduszkę. Maslow niechętnie powlókł się do łazienki. Zaraz po trzaśnięciu drzwi pojawiło się zgięcie po drugiej stronie łóżka. Wiedząc, że to Mind, dziewczyna wtuliła się w jego tors i próbowała kontynuować sen. Przeszkodził jej dopiero wracający z łazienki James.
-To ja wychodzę tylko na chwilę i zastaję cię w łóżku z innym?-rzucił udając obrażenie.
-Uspokój cycki Maslow, ona i tak miała do ciebie iść-kopnął brunetkę w tyłek, przez co sturlała się na ziemię.
-Jeszcze się policzymy, Mind!-wyjęczała masując kręgosłup. Powoli i boleśnie ruszyła za Maslowem, który stał przed lustrem i oglądał swoją ranę na obojczyku. Brunetka wyjęła plaster i utlenioną wodę, po czym zaczęła przemywać ranę. Gdy chciała nakleić plaster, delikwent powiedział, że tyle da radę zrobić. Po czym dumny wziął opatrunek w rękę i przykleił go na lustro i przez 10 minut nie mógł zrozumieć dlaczego dziewczyna się z niego śmiała.
Gdy w końcu wyszli z łazienki postanowili zejść na dół. Wychodząc na balkon zobaczyli scenę jak z "Projektu X".
-Co tu się do cholery....-zaczął brunet, ale przerwał widząc Lili idącą w ich kierunku z sokiem pomarańczowym i aspiryną.
-Już wyjaśniam. Zabalowaliście, Kendall pomógł mi was przenieść do waszej sypialni, a Łukasz sam się tam wczołgał. Logan i Carlos spali na materacach w basenie, ale że Carlos się wiercił to spadł, jednocześnie zrzucając Logana i aktualnie śmieją się z siebie w kuchni. Alexa leży na hamaku, a Kendall...był grzeczny.-zakończyła monolog zabierając im puste szklanki i ruszając do kuchni. W tym momencie rozległ się głośny dźwięk Icony Pop. Dziewczyna zaczęła biegać po ogrodzie, odnajdując telefon na tarasie.
-Jak najszybciej w pracy, nagły przypadek-usłyszała w słuchawce. Spojrzała na wyświetlacz-dlaczego Chase dzwoni z telefonu House'a? Rzuciła tylko krótkie "okay" i wyjaśniając w biegu Jamesowi, dlaczego musi biec. Przebrała się w błyskawicznym tempie i po chwili była na dole.
Szybkim ruchem poprawiła szminkę na ustach i ruszyła do samochodu, omal nie potykając się o ledwo żywego Carlosa.  Wsiadła do samochodu i zapinając pasy westchnęła głośno układając głowę na kilka chwil na kierownicy, po czym ruszyła w stronę szpitala.







sobota, 4 lipca 2015

rozdział 33

-Lili, widziałaś moje kolczyki?-w tym momencie z łazienki wyszła młodsza Łopuszyńska ze złotymi sercami na uszach-Już nic-starsza z sióstr westchnęła cicho zakładając inną parę.
-Helloł! Wielki Henderson wbija panie i panowie!-usłyszała wrzask dochodzący z drzwi wejściowych, a zaraz po nim męskie śmiechy.
-Chyba wielki Loggiebear-usłyszała śmiech Alexy. Szybko zbiegła w poszukiwaniu blondynki i zgrabnie do niej doskakując, rzuciła jej się na szyję.
-Alexa, musisz kogoś poznać!-Łopuszyńska pociągnęła Vegę za rękę w kierunku ogrodu-Wiktoria, to Alexa. Alexa, to Wiktoria.
-Hej-rzuciła Grad w stronę brązowookiej.
-Hej Wikto...Wiktołyj.....-narzeczona Carlosa próbowała wymówić imię nowej znajomej,
-Po prostu Vic-rzuciła brunetka niemal podskakując na głos za sobą
-Maja, twój narzeczony wrzucił mnie do basenu!-blondyn przyszedł poskarżyć się jak małe dziecko, ale gdy zobaczył Vegę, przybrał szarmancką postawę.
-Łukasz, ale mów mi Lucas-rzucił całując ją w dłoń.
-Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała przemyśleć mój związek z Carlosem-powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha blondynka, na co nowo poznany blondyn skrzywił się.-Alexa-rzuciła mu rozbawione spojrzenie i wszyscy ze śmiechem skierowali się do basenu, gdzie każdy z czwórki przyjaciół się podtapiał.
-NA BOMBĘ!-krzyknął Lucas i rzucił się w sam środek wojny, czym ochlapał przechodzącą od prawej strony Maję. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem i ze śmiechem ruszyła wyschnąć na słońce. Po chwili do farsy dołączyła Lili i wskoczyła Kendallowi na barana, po czym Alexa weszła na barki Carlosowi i zaczęli się siłować.
Łopuszyńska rozsiadła się i przyglądała całej sytuacji z uśmiechem na ustach. Po chwili przypomniała sobie, że powinna przewrócić kiełbaski na drugą stronę, więc idąc w stronę grilla zgarnęła jeden z przygotowanych ręczników.
Z zarzuconym niczym peleryna Supermana czerwonym ręcznikiem ruszyła na taras zabierając ze sobą jedzenie. Widząc zmęczonych przyjaciół rozłożyła szklanki i nim się spostrzegła, wszyscy rozsiedli się wygodnie na miejscach.
-To jak wam idzie tworzenie nowego hitu?-spytała wyraźnie ciekawa Alexa-Carlos milczy i mówi, że to tajemnica państwowa-wygięła usta na kształt podkówki i pochyliła się, by wziąć trochę karkówki.
-Całkiem nieźle-zaczął Schmidt, ale został zmrożony wzrokiem przez Penę. Po chwili każdy zatopił się w rozmowie, oczywiście poza brunetką. Starsza z sióstr obserwowała jak Kendall i Lili wysyłają sobie uśmiechy i posyłają długie spojrzenia.
Po kilku takich momentach wstała, obeszła stolik i tak oto znalazła się tuż przy Schmidtcie i Loganie.
Nagle wszyscy zamilkli. Ona złapała za rękę Hendersona i pociągnęła go w stronę Vic i Lili siedzących na żółtej, dwuosobowej kanapie. Poderwała siostrę z miejsca, usadzając tam Hendersona, na co Wiktoria rzuciła promienny uśmiech, a swoją siostrę posadziła obok blondyna.
-No teraz to pasuje!Ale jak was najdzie ochota na lizanie, to się macie ewakuować do kuchni--powiedziała grożąc palcem, na co wszyscy się roześmiali. Siostra wtuliła się w ramię chłopaka, a Kendall posłał Mai wdzięczny uśmiech. Dziewczyna wróciła na swoje miejsce, obejmując ramię Maslowa. Brunet pochylił się i szepnął jej do ucha krótkie "Jestem z ciebie dumny" i musnął ustami jej szyję.

czwartek, 11 czerwca 2015

rozdział 32

-I ona wtedy powiedziała, że robię błąd będąc z nim, a jej powiedziałam, że ma się o mnie nie martwić i odeszłam-powiedział Maja przeciągając się na łóżku i bawiąc się kosmykiem włosów Wiktorii. Dziewczyna westchnęła cicho. Łopuszyńska przez ostatnią godzinę opowiadała, bez zatajania jakiegokolwiek szczegółu, o umowie z Jamesem i co się działo tak naprawdę przez ten cały czas. Grad objęła przyjaciółkę i ułożyła się obok niej.
-Czy masz zamiar zrobić coś konkretnego?-powiedziała przyglądając się Mai owijającej jej fale wokół palców.
-Sama nie wiem.-odpowiedziała brunetka, nawet nie próbując kalkulować możliwych opcji.
-Może policja? Sąd?-podsunęła Wiktoria.
-James jest szanowanym, dość znanym człowiekiem. Nie chce robić zamieszania. Pomijając, że ona mogłaby go spokojnie oskarżyć o gwałt, co tylko zwróciłoby się przeciwko niemu, ona nie dostała by nawet kary pieniężnej-powiedziała niebieskooka przewracając się na bok.
-Hej dziewczyny, chcecie kakao?-do pokoju wszedł James, niosąc dwa kubki po brzegi wypchane piankami.
-Tak, dzięki-uśmiechnęła się Maja-A co robicie tam na dole?
-Gramy w Battlefield. Na razie Lili przegrywa z Łukaszem.Jak chcecie, to wpadajcie-rzucił brunet na odchodne i zamknął drzwi.
-Chyba masz jeden problem z głowy mniej-obrzucona pytającym spojrzeniem Wiktoria dodała-Przynajmniej nie musisz się martwić o Łukasza i Jamesa. Chyba się polubili-Łopuszyńska zachichotała i wzięła łyk słodkiego napoju.
-Skalkulujmy-Maja podniosła się gwałtownie i wzięła notes do ręki-Problemy do rozwiązania-Lili i Kendall.
-Ale to nie problem...-wtrąciła Grad, stłumiona przez punkt drugi.
-Następnie Carmen i jej siostrzyczka, później rodzice Jamesa, potem Moira.
-Może daj spróbować Lili mieć chłopaka?-Wiktoria ponownie spróbowała rozpocząć rozmowę.
-Przy sześciu latach różnicy? Naprawdę sądzisz, że mogłabym spokojnie patrzeć, jak ten blond zboczeniec łapie za tyłek moją siostrę?-z frustracją wyrzuciła ręce w górę.
-Zróbmy tak. Jutro robisz grilla...NIE PRZERYWAJ!-dodała, gdy zobaczyła unoszącą się rękę do góry na znak protestu-Zaprosisz na niego Carlosa, Kendalla, Logana i dla niepoznaki Łukasza i mnie.
Zobaczysz, jak się zachowują, a ja ich trochę poobserwuję i wtedy ocenimy, co zrobić z tym fantem.
-Ale....No dobrze-brunetka spojrzała na przyjaciółkę.


-Kolacja!-krzyk Wiktorii rozniósł się po całym domu. Jak na zawołanie, omal się nie zabijając, jak na gwałt wpadła cała trójka.
-Naleśniki!-pisnęła szesnastolatka patrząc na widok usmażonej kolacji, po czym skrzywiła się-Próbujesz mnie roztyć?
-Nie, już bardziej się nie da-dogryzła jej starsza siostra-A na poważnie, jeszcze raz coś takiego usłyszę, to pamiętaj, że pracuję w szpitalu i znam wielu psychologów...
-Łapię, spokojnie.-mruknęła najmłodsza z towarzystwa zajadając się.
-Nie martw się, Kendall lubi krągłości-rzucił dla zaczepki Maslow, a młodsza z sióstr omal się nie zadławiła i spojrzała przerażona na siostrę. Maja spokojnie jadła naleśniki, choć od środka miała ochotę zabić za poruszenie drażliwego tematu.
-A propo naszego blondyna, robimy jutro grilla?-odezwała się opanowana.
-Okay-rzucił James i każdy w ciszy kończył kolację.

poniedziałek, 18 maja 2015

rozdział 31

-Jak się bawisz?-krzyknął Carlos w stronę brunetki, wymachując jednocześnie ogromną truskawką w czekoladzie przed jej nosem.
-Impreza jest super-odpowiedziała Maja, gestykulując przy tym. Latynos mimo sprzeciwów porwał ją na parkiet i zaczęli wirować do jakiejś szybkiej muzyki. Dziewczyna podejrzewała, że z jej podejściem do mody będzie się wyróżniać, ale jej strój budził głównie zaciekawienie.A teraz, gdy poruszali się jak idioci pod wpływem alkoholu, każdy miał oczy skierowane w ich stronę.  Gdy piosenka się skończyła, Pena ukłonił się ostentacyjnie nisko i upadł na podłogę, przez co brunetka wybuchła niepohamowanym śmiechem. Podszedł do nich Logan, który chciał sprawdzić co się stało. Po minie Carlosa było można odczytać, że oczekiwał pomocy, ale dostał tylko śmiech skierowany w jego stronę.
-Ha ha ha! Zobaczymy kto będzie się śmiał, jak przyjdzie wolny taniec!-wystawił język w stronę Logana, który skomentował to tylko krótkim uśmiechem. Po chwili Maja zaczęła jeździć po sali wzrokiem, szukając Jamesa. Natrafiła na jego sylwetkę. Miał poważną minę, która była skierowana w stronę Kendalla. Brunetka stwierdziła, że nie będzie im przeszkadzać i poszła w przeciwnym kierunku. Po drodze zahaczyła ramieniem o jakiegoś mężczyznę.
-Przepraszam...Oh, hej Yves.-powiedziała widząc uśmiechniętego pracodawcę.-Chciałam ci osobiście podziękować za buty. Są niesamowite-dodała patrząc na swoje stopy ubrane w czarne obcasy. Francuz tylko skinął do niej głową i unosząc coraz wyżej kąciki ust, odszedł w stronę jakiejś blondynki z białą, długą suknią. Łopuszyńska postanowiła skierować się w stronę stolika z winami.
-Nie polecam francuskich, węgierskie powinny być dobre-mruknęła mulatka, która pojawiła się znikąd.
-Siostra Carmen?-skinęła dziewczyna, odwracając się do kobiety przodem.
-Nina.-uściśliła.
-Więc Nina. Nie wiem jakim prawem masz jeszcze czelność do mnie podejść, po tym, jak twoja siostra omal nie zabiła mi chłopaka-powiedziała z pogardą.
-O ile dobrze wiem, to zrobiła moja siostra, a nie ja. Zresztą, nie zabiła, tylko postrzeliła, a to co innego. Nic mu się nie stało, jest zdrów jak ryba. I nie widziałam jej odkąd przybiegła do mnie z płaczem, że James nie dał jej nawet dojść do słowa.-mruknęła nalewając w dwa kieliszki trunku.-Raczej chciałabym ci przemówić do rozsądku.
-Zapewne-powiedziała brunetka  mierząc wzrokiem kieliszek, który został w jej stronę wysunięty.
-Robisz błąd będąc z nim.-powiedziała podchodząc do Mai i kładąc jej dłoń na ramieniu, na co dziewczyna wywróciła oczami-Nie mam złych zamiarów. Chcę ci pomóc. On jest okrutnym, wyrachowanym człowiekiem. A ty jesteś niewinna i dobra. Nie pozwól mu złamać twojego czystego serca.
-Nie martw się o moje serce-powiedziała pewnie dziewczyna i strzepała ciążącą jej dłoń, po czym ruszyła w stronę Maslowa, który stał i rozmawiał z jakimś mężczyzną przy kości. Gdy obejrzała się, by zobaczyć ostatni raz Ninę, miejsce było puste. Dziewczyna milcząc i uśmiechając się stała resztę wieczoru u boku Jamesa.

piątek, 1 maja 2015

rozdział 30

-Nawet nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłem-powiedział całując ją w czubek głowy i chowając twarz w jej włosach.-Przepraszam, byłem jeszcze podchmielony, gdy się wtrąciłem.
-Wybaczyłam ci przecież. Zresztą,  ja też nie jestem bez winy-skubnęła jego policzek- Czy Lili na pewno leży u siebie?
-Sprawdzałem trzy razy. Dużo się opalała w ogródku i o piętnastej pozwoliłem jej wyjść do sąsiadki na trzy godziny. Ale była grzeczna. Chcesz, żebym pogadał z Kendallem?-mruknął do niej z niechęcią.
-Nie, sama z nim pogadam.-powiedziała wtulając się w jego tors.
Mimo deszczowego popołudnia, noc była ciepła i bez opadów. Oboje leżeli wtuleni w aksamitną kołdrę i patrzyli w ciemniejące z każdą chwilą niebo. James bawił się włosami brunetki, w skupieniu przyglądając się niebu, a dziewczyna rozmyślała nad swoją sytuacją z siostrą.
-Rozluźnij się-powiedział czując, że mięśnie dziewczyny stają się twardsze od stali. Delikatnie przejechał dłonią po jej ręce, przeniósł ją na grzbiet i delikatnie gładził go opuszkami palców, a po kilku chwilach skończył, cmokając ją w ramię. Dziewczyna odwróciła się z uśmiechem i pogładziła jego policzek.
-Słuchaj, wytwórnia robi jutro imprezę. Gdy prasa zaczęła pisać, że mam dziewczynę, wytwórnia kazała mi cię przyprowadzić na galę. Będzie trzeba trochę posłodzić.-zaczął kreślić szlaki na jej brzuchu.
-Póki nie mam cukrzycy, to pewnie-uśmiechnęła się ciepło i oboje zasnęli z uśmiechami na ustach.
Rano dziewczyna musiała iść do pracy. Nie byłoby to najmniejszym problemem gdyby nie fakt, że Maslow też miał robotę, a Lili na pewno nie miała zamiaru zostawiać samej. W tej sytuacji zadzwoniła po Łukasza i Wiktorię-oczywiście pomimo zaborczych protestów Jamesa.
Maslow podwiózł dziewczynę do pracy i tyle go widziano.
W pracy jej szef jak zwykle entuzjastycznie ich powitał, rzucając w podwładnych piłeczkami do ping ponga. Po zapoznaniu się z objawami, wysunęła się teza, którą oczywiście House kompletnie znieważył i kazał "szukać", po czym wyszedł z biura. Maja wybiegła za nim w pośpiechu analizując wszystko jeszcze raz.
-House, ale to na pewno toczeń!-biegała za nim po korytarzu.
-To nigdy nie toczeń-machnął lekarz ręką i ostentacyjnie stanął, odwracając się.
-Czy możesz powiedzieć chociaż dlaczego nie toczeń?
 -A w papierach masz zaliczone studia-westchnął-Pozwól, że skrócę.Toczeń  to w głębokim skrócie choroba autoimmunologiczna, w której układ odpornościowy zamiast wspierać organizm w walce z

 chorobą, sam zaczyna go atakować. A tu organizm nie atakuje się sam. Tu jest jak pomocnik w 

rabowaniu-sam nic nie robi, ale pomaga w przestępstwie. Rozumiesz czy nie?

-Czyli chcesz powiedzieć, że nowotwór skóry?
-Ding ding ding-wydał z siebie odgłos dzwonka i wręczył jej piłeczkę od ping ponga-Wygrałaś szansę na zwalenie wyjaśnienia rodzinie chorego, że ich syn ma raka na któregoś z piesków!-dodał i poszedł w stronę windy. Oczywiście przede wszystkim ruszyła do Wilsona, żeby skonsultować nieprzyjemną diagnozę, ale na jej nieszczęście miała rację. Dziewczyna westchnęła i ruszyła w stronę sali, gdzie przebywał ich pacjent. Wiedziała, że Foreman świetnie powiedziałby im, że ich syn ma raka, ale dałby im nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Chase powiedziałby im to brutalnie i bez emocji, po czym poszedłby zostawiając ich bez wyjaśnień a Cameron....No cóż. Powiedzmy, że zbyt się wczuwa w takie sprawy. Podeszła do sali pacjenta i znalazła rodziców dwudziestolatka. Delikatnie dała im do zrozumienia, że ich syn nie będzie wyleczony, ale jeszcze sporo pożyje, choć będzie musiał brać sporo leków. Zrobiła to w miarę przystępny sposób, przez co uniknęła lamentów i płaczów ze strony rodziców chłopaka. Gdy wychodziła z sali, spotkała House'a.
-Czemu nie zwaliłaś to na nikogo? Obstawiałem Foremana.-powiedział smutno Gregory. Dziewczyna wyminęła go bez słowa i z zepsutym nastrojem wyszła ze szpitala, uprzednio mówiąc innym, żeby się rozeszli i sprawa załatwiona. Ruszyła powoli chodnikiem w stronę plaży. Skończyła dziś dość wcześnie, więc postanowiła się przejść. W trakcie spaceru zadzwoniła do Jamesa, że ma po nią nie przyjeżdżać i do Łukasza-że niedługo będzie. Oczywiście przez piekielną temperaturę gdy wpadła do domu, jej cały makijaż dawno spłynął z jej twarzy, a ciuchy nadawały się tylko do prania.
-Już jestem!-krzyknęła przekraczając próg domu. Gdy tylko weszła, zauważyła karteczkę przyklejoną do lustra. "Pojechaliśmy na plażę, będziemy o 16:00".  W takim układzie, dziewczyna postanowiła wziąć krótką kąpiel i wybrać ubrania na bankiet. Skoro było to oficjalne, to pewnie będzie mnóstwo pstrokatych dziewczyn z wywalonymi cyckami. Fanka minimalizmu nie miała pola do popisu.
Gdy wybierała sukienkę, ktoś zadzwonił do drzwi. Zbiegła i, myśląc że to Łukasz, otworzyła w samym ręczniku listonoszowi. Ubaw był niesamowity, a paczkę od razu otworzyła. Zobaczyła w niej malutki liścik "Pojaw się w nich wieczorem~YSL" i cudowne, czarne czółenka. Bez zastanowienia dobrała do nich ubiór, a po chwili przybyła Wiktoria z Lili i Łukaszem.
-Na pewno nie zwalam wam się na głowę?-dopytywała Łopuszyńska.
-Na pewno. Zresztą, miło będzie skorzystać z waszego jacuzzi-uśmiechnęła się Grad wskazując na kostium kąpielowy leżący na wierzchu jej torby. Brunetka zaśmiała się w duchu i poszła się ubrać. Po drodze minęła pokój siostry, do którego zapukała.
-Proszę!-usłyszała donośny, wysoki głos młodszej siostry.
-Hej-uśmiechnęła się-co porabiasz?-spytała. Czuła się niezręcznie, więc zaczęła błądzić wzrokiem po pokoju. Lili wysunęła swój wzrok znad książki i pokazała kciuk w górę. Brunetka po niekomfortowej sytuacji postanowiła tylko kiwnąć jej głową i ruszyła do garderoby.
Około ósmej wieczorem przyjechał James. Dziewczyna ubrana i starannie umalowana ruszyła schodami w dół.  James przywitał ją ciepłym uśmiechem i zostawiając dom pod opieką Grad i Minda ruszyli do samochodu.
-Wiesz, szczerze nie lubię tego całego Minda-powiedział James po chwili ciszy.
-Dlaczego? Zazdrosny?-dziewczyna z uśmiechem zaczęła się droczyć z Maslowem.
-Nie. Po prostu nasz związek nie wychodzi na realny. Zresztą, widziałaś, jak na ciebie patrzy?Albo co gorsza-jak patrzy na mnie?-powiedział z nutą obrzydzenia w głosie. Brunetka zachichotała przypominając sobie o szczególe zaważającym o prawdziwości wypowiedzianego zdania.
-Uwierz mi, nigdy nie był i nie będzie mną zainteresowany. Jestem tego całkowicie pewna. A teraz chodź. Czas na nas-powiedziała dziewczyna wysiadając z auta i kierując się w stronę czerwonego dywanu.

piątek, 24 kwietnia 2015

rozdział 29

Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce, która w dniu dzisiejszym obchodzi swoją rocznicę urodzenia. Jeżeli chcecie jej zrobić przyjemność, zapraszam na jej bloga prowadzonego w podobnej choć nie do końca) tematyce. Najlepszego księżniczko! 
*********************************************************************************
-Wiktoria...
-Maja...-oczy zaszkliły się obu dziewczynom. Bez zastanowienia padły sobie w ramiona cicho szlochając.
-Myślałam, że cię więcej nie zobaczę-wyszeptała zapłakana Łopuszyńska, obejmując przyjaciółkę w pasie.
-Uciekłam stamtąd. Uciekłam od niego. Wiem, że miałaś rację...-Grad rozpłakała się jeszcze bardziej. Łopuszyńska gładziła ją po włosach trzymając w ramionach. Całemu zdarzeniu przyglądał się Łukasz, uśmiechając się od ucha do ucha. Maja zachęciła go do podejścia machnięciem dłoni. Mężczyzna podszedł i objął je obie. Stali tak, dopóki nie wyrwały ich z transu  krople deszczu uderzające o dach. Maja wzięła przyjaciółkę pod rękę i szepnąwszy Mindowi, żeby zrobił kakao, poszła z nią w stronę kanapy. Z tych wszystkich emocji, Wiktoria zasnęła wyczerpana. Mind przykrył ją kocem, po czym ruszył z brunetką do kuchni.
-Teraz się tłumacz. Czemu ja dopiero się dowiedziałam, że ona tu jest?
-Pytałaś?-zabijany wzrokiem dodał-Nie było okazji wspomnieć.
-Jest jeszcze coś, o czym nie ma okazji wspomnieć, a jest tak ważne jak to?-wskazała kciukiem za plecy, w stronę salonu.
-Poza śmiercią jej matki to nic-mruknął niewyraźnie. Brunetka zachowała lub starała się zachować kamienną twarz- Wiktoria płakała mi, że chce cię zobaczyć, odkąd tu przyleciała. Może zostałabyś na noc? Twój kochaś chyba nie umrze.-zaśmiał się, za co dostał w ramię.
-Raczej nie. O ile nie dobrnie do wódki-westchnęła cicho-A właśnie. Dlaczego byłeś w szpitalu?
-Nie, nie żeby cię śledzić piękna, przecież kto by chciał wnerwiać twojego kochasia-mrugnął zawadiacko, ale widząc niezadowoloną Łopuszyńską dodał-byłem spytać o rutynową kontrolę. Ot, żeby podpisać mi papiery.
-Na co?-spytała zaciekawiona Maja biorąc kolejny łyk kakao.
-Służba wojskowa-mruknął, wiedząc doskonale, że ten temat dobrze się nie skończy.-Jestem zobowiązany. Jednak nie tym się martwię. Aktualnie z moją sytuacją jest dobrze, gorzej z Wiką. Gdy miesiąc temu, tuż po tym, jak zmarła jej matka, wpadła w depresję. Zresztą, komu by się uśmiechało całe życie żyć z tym despotą?-wymownie spojrzał na Maję i kontynuował- Uśmiechnęła się dwa razy od tamtego zdarzenia. Pierwszy raz był, gdy tu weszliśmy, ja i ona. Drugi, gdy ty tu przyszłaś.
-Mam dobrego psychologa w szpitalu. Mogę jej załatwić wizyty od tak-pstryknęła palcami. By zmienić temat dodała-Może znajdziemy jej jakieś zajęcie? Ma może pracę?
-Na pewno latała po biurach i pytała o posadę, szczególnie w przerwach od płaczu-dodał z sarkazmem, za co oberwał poduszką.
-Słuchaj. Ostatnio zaczepił mnie pewien Francuz w kawiarni, nie przerywaj-powiedziała widząc, że już otwiera usta by rzucić jakieś zaczepne zdanie- i jest projektantem. Skojarzyłam go czytając gazetę mojej koleżanki-Vogue. Bardzo podobała mu się moja uroda. Myślę, że również zauważył, że jestem zza granicy. Gdy dzwoniłam do niego w przerwie na lunch, by dopytać, o co konkretnie chodziło, to szukał dziewczyn z bladą cerą. Wiktoria jest jak ściana-możemy się do niego udać i spytać o wstępne ustalenia.
-To kolorowy scenariusz. Wiktoria średnio umie mówić po angielsku, po francusku nie potrafi powiedzieć ani słowa. Jak ty to widzisz?
-Widzę ją jako osobę, która będzie występować na pokazach i do sesji. Nie musi się ograniczać do jednej marki. To będzie taki start. Na początek jej pomogę z językiem, a potem sama da radę.
-Dzwoń i się umawiaj.-powiedział pewnie. Po dwóch sygnałach odebrał Pierre, który znudzonym tonem oznajmił, że Francuz czekał tylko aż brunetka oddzwoni i powiedział, że ma jak najszybciej się pojawić w ich pracowni. Na pytanie o Wiktorię zareagował pozytywnie. Bez ceregieli zaraz po naciśnięciu czerwonej słuchawki, Maja pobiegła na górę budząc Wiktorię i pytając ją o zgodę. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pobiegła do szafy. Już po kilku minutach Maja była gotowa, a zaraz po niej z łazienki wyszła Wiktoria. Bez pośpiechu wzięły samochód Minda i ruszyły w stronę biura Saint Laurenta. Weszły do ogromnego apartamentowca, po którym krzątały się wszędzie piękne kobiety w wymyślnych, eleganckich strojach. Dziewczyny podeszły do recepcji by spytać o Saint Laurenta, a znudzona recepcjonistka z lekkim rozbawieniem zadzwoniła do Pierre'a. Owej blond pracownicy wstąpił na twarz grymas, gdy okazało się, że dziewczyny były oczekiwane z pełną ekscytacją. Podała im mało wyczerpujące wskazówki jak dojść do ich biura. Wjechały windą na 10 piętro i szukały pokoju numer 75. Gdy je znalazły, zapukały grzecznie, a po chwili bez odpowiedzi, weszły niepewnym krokiem. W środku stał Francuz patrząc na panoramę miasta.
-Panie Saint Laurent-Łopuszyńska podała dłoń.
-Yves. Tylko Yves.-powiedział gładko-A ty musisz być Wiktoria. Już widzę cię w sukni numer 403.-powiedział z uśmiechem poprawiając bujne włosy. Dziewczyna z uśmiechem i rumieńcami skinęła w jego stronę.
-Cóż, jeżeli nie będzie pan zdegustowany moją bezpośredniością, to chciałybyśmy zobaczyć umowę o pracę, którą pan proponował.
-Oczywiście-podał dziewczynie trzy karty papieru. Odsunął Polkom krzesła przy biurku, a sam na chwilę się oddalił. Maja czytała uważnie. Wymagane wymiary się zgadzały, waga, wzrost-również. Płaca dość wysoka. A godziny pracy do ustalenia. Gdy przyjrzała się druczkowi, było to zależne od tego, czy brało się pół etatu, czy etat. Pół etatu wymagało wyrobieni 4 godzin tygodniowo, a etat 10.
W każdej chwili można było rozwiązać umowę.
Papiery po zlustrowaniu wydawały się uczciwe. Po dokładnym analizowaniu z przyjaciółką informacji, zdecydowały się zapisać na okres próbny i, co je ucieszyło, płatny. Yves szalał z radości.
Po wyjściu obie były w świetnych nastrojach i odjechały do mieszkania dwójki.
Gdy tam dojechały, Wiktoria popędziła z uśmiechem do kuchni, gdzie siedział Łukasz przeglądał gazetę. Ze szczegółami, nerwowo opisała przebieg ostatnich dwóch godzin i powiedziała, że jest niesamowicie zmęczona i idzie się myć. Maja już miała na spokojnie dodać szczegóły do wypowiedzi przyjaciółki, ale przerwał jej telefon. Gdy zobaczyła, że miała 11 nieodebranych połączeń od osoby, która właśnie dzwoniła, postanowiła odebrać.
-Słucham?-powiedziała stonowanym głosem.
-Gdzie ty jesteś? Nawet nie masz pojęcia, jak ja się martwiłem!Ta bardzo cię przepraszam! Podjechać po ciebie?-słowotok lał się z ust Jamesa.
-Jestem u Łukasza i to nie będzie konieczne. Będę niedługo. Pa-rzuciła chłodno.
-Twój kochaś dzwonił?-krzyknął z kuchni Łukasz z nutą zażalenia, że nie mógł podsłuchać rozmowy tak dobrze, jakby chciał.
-Ma na imię James-odpowiedział dziewczyna zbierając torbę z blatu.
-Przecież wiem-odpowiedział podchodząc do niej i obejmując ją w talii-I wiem też, że bardzo się martwi. Słuchaj, wiem że zachował się jak idiota, ale ej-to facet. Nie oczekuj, że będzie ważył każde słowo. A skoro w miarę polubiłem gościa, co jednak nie oznacza, że nie będę do denerwował, to....Wybacz mu-powiedział uśmiechając się.
-Masz rację-wtuliła się w jego tors.
-Moja mądra dziewczynka-pocałował ją w czubek głowy.-Odwiozę cię.
-Nie musisz...-Łukasz przerwał tę wypowiedź kładąc palec na jej ustach i mrugnął do niej zgarniając skórzaną kurtkę z wieszaka.
-Motor czy samochód?-spytał, ale po karcącym wzrokiem dziewczyny zdał sobie sprawę, że to było głupie pytanie. Podjechali motocyklem pod sam dom, gdzie przy drzwiach już stał zdenerwowany Maslow. Niemal kipiał, gdy Mind złapał dziewczynę za rękę i pocałował w policzek na pożegnanie.
Ruszyła uśmiechnięta w stronę bruneta i nie dając mu nic powiedzieć padła mu w ramiona. Brutalnie stykając jego usta ze swoimi, wplątała palce w jego włosy i pociągnęła do środka domu.

sobota, 18 kwietnia 2015

rozdział 28

Następnego ranka obudziła się wtulona w Jamesa. Chłopak mruczał coś, uśmiechając się przez sen.    Maja otumaniona pierwszym głębokim oddechem tego dnia usiadła, ściskając brzeg materaca. Przeciągając się, wstała powoli na miękkich nogach. Zakwasy po wczorajszych szaleństwach były bardzo bolesne. Dziewczyna na miękkich nogach podeszła do okna, by rozsunąć firany, ale zaraz jej oczy poraziły ostre jak brzytwa promienie słońca. Łopuszyńska zatoczyła się i znów spoczęła na materacu. Czarne plamki na niewyraźnym obrazie nie polepszyły sytuacji i dziewczyna jeszcze przez chwilę zataczała się jak pijana. Po chwili, gdy jej ciało doszło do normy rozejrzała się wokół. Po chwili doszło do niej, co stało się poprzedniego wieczoru. Jej wspomnienia buchnęły w nią niczym tir. Nie mogąc opanować emocji, zbiegła na dół i przy okazji wpadła na swoją siostrę wymykającą się po cichu z domu. Już po samej minie młodszej Łopuszyńskiej wiedziała, co się święci.
-Coś ty sobie wyobrażała?-spytała Maja, wyraźnie próbując zachować spokój.
-Ale o co ci chodzi?-siostra grała głupią, co tylko bardziej zdenerwowało starszą Łopuszyńską.
-Dlaczego, do cholery jasnej, obmacywałaś się z Kendallem na ścianie w klubie?! Wiesz, czym to się mogło skończyć?! Wiesz ile on ma lat?!-krzyczała. Opanowanie jej dziś nie szło. Jej bariera spokoju pękła, twarz zimnej suki spadła a jej głos z aksamitnego szeptu przeszedł w jazgot piły łańcuchowej.
Lily spotulniała jak baranek i spuściła głowę tak bardzo, że dotykała podbródkiem dekoltu. Jej włosy zasłaniały jej oczy.
Całą sytuację przerwał jeszcze lekko podchmielony James, spadający ze schodów. Maja zapomniawszy, że właśnie dawała reprymendę, puściła się biegiem do Maslowa. Padła przy nim na kolana i nasłuchiwała. Chłopak oddychał, choć nierówno. Próbował coś powiedzieć, więc tylko pochyliła się bardziej. Słabszym głosem wyszeptał:
-Czego się tak drzecie? Jak Lili chce się z kimś całować to niech się całuje, jak będzie chciała iść z kimś do łóżka to pójdzie, co nie Lili?.-skończył z głupkowatym uśmiechem. Wtedy, z nagromadzoną wściekłością spowodowaną pokładami bezsilności, doprowadzona do białej gorączki, wiedząc, że nie da rady zachować spokoju, Maja wybiegła łapiąc w rękę obcasy i torebkę i na nic zdały się krzyki, żeby wróciła do domu.
Dopiero po dziesięciu minutach zastanowiła się, gdzie może pójść. Nie chciała się narzucać
się Lucasowi, więc pomknęła na plażę. Jak na poranne godziny pod koniec tygodnia, było nadzwyczaj mało osób. Skierowała się na molo i usiadła, mocząc stopy w chłodnej, przejrzystej wodzie. Dopiero po kilkunastu minutach, piękne słońce przesłonił jej cień, ślęczący nad nią.
-Hej-mruknął z pogodnym uśmiechem.
-Łukasz-Maja rozpromieniła się na jego widok, zapominając o złym humorze.
-Co tu robisz? Gdzie twój kochaś?-spytał mierząc ją wzrokiem.
-Nieważne-dodała już mniej entuzjastycznym tonem. Widziała, jak chłopakowi zaciska się szczęka. Bez problemu mogła dostrzec kości jego żuchwy. Jego kostki pobielały od zaciskania dłoni w pięść, a oczy były zmrużone.
-Mów-powiedział władczym tonem. Nie było mowy o sprzeciwie. Dziewczyna westchnęła cicho i oparła głowę na jego ramieniu.
-Odpuść mi-mruknęła wtulając się bardziej.  Dochodziła jedenasta i słońce górowało na niebie.
-Chodź, bo dostaniemy udaru-powiedział uśmiechając się krzywo w jej stronę i pociągnął ją do góry. Dziewczyna niechętnie powlokła się za nim. Jej oczy lekko rozbłysły, kiedy zobaczyła jego dwuśladowca. Mężczyzna podał jej dodatkowy kask i usiadł na maszynie, a ona poszła w jego kierunku. Po chwili pędzili ulicami Los Angeles w dotychczas nieznanym jej kierunku, ale wtedy to się nie liczyło. Nie było dla niej ważne to, że skręcili w stronę tajemniczego lasku. Ani to, że kompletnie nie ma pojęcia, co teraz robi James, gdzie jest jej młodsza siostra, ani czy w ogóle się przejmują jej zniknięciem.
 W tamtym momencie ważny był powiew wiatru na ich skórze, jej dłonie oplecione wokół jego torsu, głowa brunetki spoczywająca na plecach kierowcy i pewien rodzaj uniesienia, które pojawiło się znikąd.
Niestety, nic co niezwykłe nie trwa wiecznie i w końcu motocykl zaczął zwalniać, a przed Łopuszyńską i Mindem wyrósł śliczny domek jednorodzinny. Dziewczyna jak w amoku, rozglądając się na wszystkie strony, oddała kask Łukaszowi i zakładając ręce zaczęła się rozglądać. Stylowy budynek bezbłędnie zaprojektowany, idealnie oddawał całą osobowość jej przyjaciela.Zadbany ogród porośnięty bujną, ciemnozieloną trawą tętnił życiem, a urocze jezioro i mroczny las naokoło dodawały nastroju.
Mężczyzna złapał niebieskooką za rękę i poprowadził w stronę budynku. Wchodząc przez drzwi pomalowane na ciemny brąz dziewczyna już wyczuła kobiecą rękę, nie mówiąc o intensywnych perfumach roznoszących się po całym domu. Doskonale znała ten zapach. Sama go wybierała.
-Wiktoria...

sobota, 7 marca 2015

rozdział 27

Jednorazówka weszła w obieg.
Miłej lektury kotki!

Brunetka zaskoczona nagłą oziębłością postanowiła nie zbliżać się do Maslowa. Wyjęła z torebki słuchawki i nerwowo włożyła do uszu, w tym samym momencie puszczając pierwszy lepszy utwór. Jechali szybko, mimo ograniczeń. Prze okno, na którym spoczywało jej czoło widziała, jak droga przemyka jak piasek przez palce. Gdy w końcu zwolnili, o co w duchu się modliła, przyszła pora na parkowanie. Mimo spowolnienia pojazdu stanęli z piskiem opon. Maja dziękowała Bogu, że zapięła pasy, bo źle by się to skończyło. Dziewczyna wyskoczyła z auta i pobiegła na górę. Nie chciała kontaktu wzrokowego, szczególnie, że brunet nie miał najlepszego humoru, więc po prostu zamknęła się w garderobie. Ubrała stosowne ubrania. Stwierdziła, że skoro najpierw jadą na urodziny do jego rodziców, a potem, jak postanowili chłopaki, miała go z Lili wyciągnąć do klubu, powinna założyć coś neutralnego. Po chwili przyszła do niej gotowa siostra. Łopuszyńska już po chwili była w samochodzie z siostrą i Maslowem. Tym razem nie szarżował. Dojechali spokojnie. Niestety, o wizycie, nie można było powiedzieć tego samego.
Od wejścia pani Maslow zmierzyła dziewczynę jadowitym wzrokiem. O wiele przychylniej patrzyła za to na jej siostrę. Oczywiście, gdy się do niej dopadła, zaczęła ją wypytywać. Jak na złość James był okupowany przez Moirę od momentu przekroczenia progu jego rodzinnego domu.
"Może coś podać panu, panie Maslow? A może chciałby pan przystawki? Ma pan ochotę na ciasto? Nie powiem nikomu" 
Jedynym oparciem jakie znalazła podczas tej wizyty była rozmowa z ojcem Jamesa, choć jego ciągłe zwracanie uwagi na jej walory, potocznie zwane podrywaniem nie było przyjemne.
Gdy w końcu zasiedli do stołu, Moira rozpinając koszulę weszła do kuchni z wielką gęsią w winie. Oczywiście przypadkowo upuściła pomidora na kołnierzyk koszuli bruneta, ostentacyjnie go wycierając, a pochylając się umieściła swój odkryty do połowy biust na wysokości jego oczu.
 Oczywiście Maslow nawet nie próbował ukryć, że patrzy się nie tam, gdzie powinien.
 Lili za to spoglądała na starszą siostrę z uśmiechem, choć sama czuła się niezręczne, wypytywana o wszystko przez mamę jej przyszłego szwagra. Ojciec Jamesa wciąż zagadywał Maję o pracę, przyjaciół i dom. Przynajmniej on starał się być miły.
W połowie imprezy wpadła zdyszana brunetka z jakimś mężczyzną i 2 miesięcznym dzieckiem na rękach. Okazało się, że to siostra Jamesa. Patrząc na tą całą szopkę tylko westchnęła i poszła odłożyć dziecko do salonu, a jej mąż zajął miejsce przy stole. Był on miłym człowiekiem, towarzyskim i uśmiechniętym, więc nareszcie Maja mogła z kimś pogadać, poza podrywającym ją mężczyzną, który równie dobrze mógłby być jej ojcem. Poza tym siostra Jamesa także nie była zła, jedynie z tą dwójką mogła porozmawiać w ciągu tego obiadu.
Potem ruda służąca wniosła prezent od rodziców Jamesa w postaci zegarka i prezentując go przed wszystkimi zebranymi wręczyła synowi Maslowów. Siostra dała bratu zestaw do pielęgnacji włosów śmiejąc się, że stara miłość nie rdzewieje i na pewno jeszcze używa milion kosmetyków.
Prawdziwą uciechą okazała się zabawa z siostrzenicą Jamesa. Mała była cudowna. Gdy dorośli jedli przy stole, Łopuszyńska wymknęła się na kilka minut żeby pobawić się z dzieckiem, ale została tam aż do końca wizyty.
Po trzech godzinach męczarni wreszcie brunetka odetchnęła z ulgą. Była już 18:50 co oznaczała podwiezienie Jamesa pod klub. Oczywiście zapewniła, że chce tylko potańczyć. Z jego humorkami było to trudne, ale jednak jej się udało. Gdy stanęli przed wielkim, neonowym napisem "Matrix" i szerokim wejściem z drzwiami z przyciemnianego szkła dziewczyna puściła siostrę przodem a sama  wzięła Maslowa pod rękę. On jeszcze był na nią obrażony za Łukasza, ale dziewczyna przecież miała prawo przytulić przyjaciela z dzieciństwa i umówić się z nim na kawę, prawda? Oboje weszli do ciemnego, przestrzennego pomieszczenia. Po 3 sekundach od ich przekroczenia progu zabłysły lasery a cała gromada ludzi-a było ich sporo-krzyknęła "Happy Birthday!". James przyciągnął brunetkę trzymając w talii, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jego zdenerwowanie zniknęło. Oczywiście następne pół godziny przyjmował życzenia i prezenty. Maja, która stała z nim jak to wypada, dała mu prezent na koniec. Był to jego ogromny portret, namalowany pewną ręką. Chłopak uścisnął ją mocno i pocałował w policzek. W tym momencie cały tłum zaczął krzyczeć "Gorzko, gorzko!". James ujął podbródek brunetki i pocałował namiętnie, a w tle słychać było oklaski i krzyki. Już po godzinie impreza była rozkręcona. Każdy pił i jadł, nie wspominając o tym, że parkiet był pełny. Jedynie Maja z Lili nie piły, choć starsza pozwoliła siostrze na jeden kieliszek szampana, przy toaście. Carlos i Alexa wirowali na parkiecie, ona zatańczyła kilka kawałków z Jamesem, a potem puściła go do baru z chłopakami. Lili zniknęła gdzieś w tłumie i siedziała przy czerwonym stoliku, obserwując co każdy robił. Po kilku minutach zalane BTR weszło na parkiet i jak jeden mąż ubzdurali sobie, że będą stepować. Wyglądało to przekomicznie i oczywiście musiała ich zacząć nagrywać. Po chwili przeniosła kamerę na resztę tłumu i znów na chłopców, którzy właśnie się rozdzielali. Nakręciła Carlosa z Alexą, jak biegają ze splecionymi rękoma po całej sali, a Latynos udawał Spidermana. Logan siedział z Jamesem przy barze, a ich śmiech było słychać nawet przez podkręconą do granic możliwości muzykę. I wtem, szukając Kendalla, skierowała kamerkę w jego stronę, ale szybko zamknęła obiektyw, widząc co robił. Stał przyciskając do ściany jakąś dziewczynę. Jej ręce były na jego karku, za to jego dłonie błądziły od pleców, przez biodra a do tyłka. Dziewczyna olała by to, a nawet cieszyła się razem z blondynem, że nareszcie znalazł dziewczynę, ale w tym momencie była wściekła i miała do tego powód. Szybkim krokiem podeszła do obściskującej się w kącie pary i rozdzielając ich krzyknęła:
-Co tu się do cholery wyprawia?!

sobota, 14 lutego 2015

rozdział 26

"Białą? Nie, zbyt lekka. Ale może tę miętową z tiulem? Nie, wyglądam jak baloniara."
-Majka, może chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami?-mruknął House zdenerwowany nierozgarnięciem podwładnej.  Dziewczyna spuszczając wzrok mruknęła przeprosiny.
-Kobieta jest w podeszłym wieku. Ma trudności z wysławianiem się, jest bipolarna do granic możliwości i poza jej wiecznym zmienianiem wystroju i pouczaniem nas, charakteryzuje się plamami na lewym przedramieniu i udach.-Gregory spojrzał na panoramę miasta. Brunetka zaczęła przeglądać papiery.
-Tydzień temu zatruła się czadem i poparzyła palec do drugiego stopnia.-powiedziała Cameron znad kartki.
 -Podano jej leki z morfiną.-kontynuował Chase spoglądając na dziewczynę.
 -Uczulenie na morfinę może wywoływać plamy.-dodał Foreman.
- A zmiany nastroju i problemy z językiem mogą być początkiem Alzheimera.-podłapała Łopuszyńska.
-Nareszcie moje dzieci-powiedział sucho House.-a teraz biegnijcie podać antyalergeny staruszce i do domu.-Foreman widząc błagającą wzrokiem Łopuszyńską uległ i kiwnął głową w jej stronę.
Dziewczyna z uśmiechem zgarnęła rzeczy z biurka i wyleciała ze szpitala, jednak nie zaszła daleko, gdyż szukając telefonu wpadła na mężczyznę.
-Łukasz!-wpadła w ramiona mężczyźnie.
-Hej mała!-chłopak objął ją w pasie przyciągając do siebie. Dziewczyna dopiero po kilku chwilach oderwała twarz od torsu mężczyzny.
-Co tu robisz?-spytała go podejrzliwie. Chłopak westchnął.
-Może umówimy się na kawę?-zmienił temat. Maja postanowiła nie drążyć tematu i uśmiechnęła sie czule.-Jutro, piąta, u mnie?-dziewczyna wyjęła długopis i by mógł wysłać jej adres zapisała mu numer telefonu na ręce. Dopiero teraz zauważyła przypatrującego im się Maslowa, który siedział w samochodzie i obserwował całą sytuację. Dziewczyna przytuliła przyjaciela na pożegnanie i pobiegła w kierunku samochodu. Wsiadła i rzucając torebkę, pochyliła się w jego kierunku, jednak on znacznie się odsunął i oparł rękę na framudze okna. Dziewczyna trochę zawiedziona odsunęła się i wziął kurczowo trzymając swoją marynarkę, spięła mięśnie. Zauważyła, że Jamesowi aż kostki pobielały od ściskania dłońmi kierownicy. Wzrok miał skupiony na mężczyźnie Mindzie, który skierował się po chwili do szpitala i gdy mężczyzna zniknął, ruszyli.

sobota, 17 stycznia 2015

rozdział 25

-Pan Maslow?-spytała widząc mężczyznę, który stał w korytarzu, oglądając obrazy powieszone na kremowych ścianach.
-O dzień dobry-powiedział oschle.
-James jest jeszcze na siłowni-powiedziała spoglądając na zegarek w telefonie i odłożyła marynarkę. Mężczyzna jednak pokręcił głową w przeczeniu, przenosząc wzrok na komodę z lustrem. Wytrącił tym dziewczynę z rytmu. -Jak pewnie wiesz, zbliża się 16 lipca. To już za kilka dni. Na urodziny Jamesa chciałbym, żebyście przyszli na obiad. Ci jego....Koledzy....Postanowili mu zrobić imprezę. Miałem cię poinformować, że masz go odciągnąć od 16:00 do 19:00 z domu.-ojciec bruneta poprawił kołnierz od koszuli i skierował się do drzwi.  Dziewczyna zaskoczona podziękowała mu za wizytę i spytała, czy nie ma ochoty na kawę,ale on odparł, że ma napięty grafik i po chwili zniknął za rogiem. Maja zaczęła się zastanawiać, jak pan Maslow dostał się do środka. Poszła na górę, zaglądając do pokoju Lili, która właśnie oglądała nowe kolczyki.
-Hej. Skąd to masz?-spytała siadając u niej na łóżku. Dziewczyna oczy od różyczek i skierowała wzrok na starsze rodzeństwo.
-Od taty Jamesa.-uśmiechnęła się, ale widząc minę starszej siostry dodała-tak,tak, wiem. Nie powinnam wpuszczać obcych. Ale jego zdjęcie stoi na szafce w kuchni, więc pomyślałam, że nie kłamie i na serio jest jego ojcem. Powiedział, że mam z wami iść na obiad i chciałby mnie w nich widzieć-pomachała nową biżuterią. Starsza Łopuszyńska postanowiła nie wyrzucać nieodpowiedzialności młodszej siostrze.
-Mogę?-spytała kierując wzrok na rzecz trzymaną w rękach Liliany. Dziewczyna podała jej kolczyki, które osiemnastolatka obejrzała dokładnie. Po chwili Maja stwierdziła, że pójdzie zrobić kolację i skierowała się na dół. Zaczęła pichcić naleśniki z kawałkami gruszek i jabłek. Widząc teflonową patelnię do naleśników, westchnęła i wyjęła większą patelnię i olej. Naleśniki wyszły z lekka chrupkie. Zawołała Lili, która zjadła ze smakiem i wróciła do siebie. Gdy kończyła podsmażać trzecią porcję drzwi frontowe trzasnęły. Po chwili brunet wszedł do kuchni i spojrzał na naleśniki.
-Siadaj-powiedziała dziewczyna podając mu wodę.-Masz może jutro ochotę na kino?-spytała z uśmiechem. Nie chciała wypominać poprzedniej kłótni. Wiedziała, że to nic by nie dało. Maslow spojrzał na nią mierząc wzrokiem, po czym westchnął. Było mu głupio, że tak okropnie zachował się kilka godzin temu.
-Chciałem cię przeprosić.-wstał-nie powinienem się obrażać. Masz przecież prawo być...zazdrosna-mrugnął do niej z uśmiechem. Ona tylko się zaśmiała zaprzeczając, ale on wiedział swoje.Już po chwili siedzieli gawędząc przy posiłku.
-A, właśnie, James. Twój tata tu dziś był. Zaprosił nas szesnastego lipca do siebie na obiad, koniecznie nalegał, żebyśmy wzięli Lili.-chłopak na chwilę zesztywniał, ale widząc jej zdziwioną minę uśmiechnął się i potwierdził, że nie ma problemu, po czym gładko przeszedł na temat wypadu z Alexą. Gdy zjedli, brunet stwierdził, że jest zmęczony i poszedł się myć.
Dziewczyna przebrała się w pidżamę i usiadła do łóżka z książką. Po jakimś czasie jej oczy zaczęły się przymykać, a dłonie stawały się słabe. Jedyne co pamięta przed odpłynięciem, to delikatne zakrycie jej ciała cienką kołdrą i słodki pocałunek w policzek.