poniedziałek, 18 maja 2015

rozdział 31

-Jak się bawisz?-krzyknął Carlos w stronę brunetki, wymachując jednocześnie ogromną truskawką w czekoladzie przed jej nosem.
-Impreza jest super-odpowiedziała Maja, gestykulując przy tym. Latynos mimo sprzeciwów porwał ją na parkiet i zaczęli wirować do jakiejś szybkiej muzyki. Dziewczyna podejrzewała, że z jej podejściem do mody będzie się wyróżniać, ale jej strój budził głównie zaciekawienie.A teraz, gdy poruszali się jak idioci pod wpływem alkoholu, każdy miał oczy skierowane w ich stronę.  Gdy piosenka się skończyła, Pena ukłonił się ostentacyjnie nisko i upadł na podłogę, przez co brunetka wybuchła niepohamowanym śmiechem. Podszedł do nich Logan, który chciał sprawdzić co się stało. Po minie Carlosa było można odczytać, że oczekiwał pomocy, ale dostał tylko śmiech skierowany w jego stronę.
-Ha ha ha! Zobaczymy kto będzie się śmiał, jak przyjdzie wolny taniec!-wystawił język w stronę Logana, który skomentował to tylko krótkim uśmiechem. Po chwili Maja zaczęła jeździć po sali wzrokiem, szukając Jamesa. Natrafiła na jego sylwetkę. Miał poważną minę, która była skierowana w stronę Kendalla. Brunetka stwierdziła, że nie będzie im przeszkadzać i poszła w przeciwnym kierunku. Po drodze zahaczyła ramieniem o jakiegoś mężczyznę.
-Przepraszam...Oh, hej Yves.-powiedziała widząc uśmiechniętego pracodawcę.-Chciałam ci osobiście podziękować za buty. Są niesamowite-dodała patrząc na swoje stopy ubrane w czarne obcasy. Francuz tylko skinął do niej głową i unosząc coraz wyżej kąciki ust, odszedł w stronę jakiejś blondynki z białą, długą suknią. Łopuszyńska postanowiła skierować się w stronę stolika z winami.
-Nie polecam francuskich, węgierskie powinny być dobre-mruknęła mulatka, która pojawiła się znikąd.
-Siostra Carmen?-skinęła dziewczyna, odwracając się do kobiety przodem.
-Nina.-uściśliła.
-Więc Nina. Nie wiem jakim prawem masz jeszcze czelność do mnie podejść, po tym, jak twoja siostra omal nie zabiła mi chłopaka-powiedziała z pogardą.
-O ile dobrze wiem, to zrobiła moja siostra, a nie ja. Zresztą, nie zabiła, tylko postrzeliła, a to co innego. Nic mu się nie stało, jest zdrów jak ryba. I nie widziałam jej odkąd przybiegła do mnie z płaczem, że James nie dał jej nawet dojść do słowa.-mruknęła nalewając w dwa kieliszki trunku.-Raczej chciałabym ci przemówić do rozsądku.
-Zapewne-powiedziała brunetka  mierząc wzrokiem kieliszek, który został w jej stronę wysunięty.
-Robisz błąd będąc z nim.-powiedziała podchodząc do Mai i kładąc jej dłoń na ramieniu, na co dziewczyna wywróciła oczami-Nie mam złych zamiarów. Chcę ci pomóc. On jest okrutnym, wyrachowanym człowiekiem. A ty jesteś niewinna i dobra. Nie pozwól mu złamać twojego czystego serca.
-Nie martw się o moje serce-powiedziała pewnie dziewczyna i strzepała ciążącą jej dłoń, po czym ruszyła w stronę Maslowa, który stał i rozmawiał z jakimś mężczyzną przy kości. Gdy obejrzała się, by zobaczyć ostatni raz Ninę, miejsce było puste. Dziewczyna milcząc i uśmiechając się stała resztę wieczoru u boku Jamesa.

piątek, 1 maja 2015

rozdział 30

-Nawet nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłem-powiedział całując ją w czubek głowy i chowając twarz w jej włosach.-Przepraszam, byłem jeszcze podchmielony, gdy się wtrąciłem.
-Wybaczyłam ci przecież. Zresztą,  ja też nie jestem bez winy-skubnęła jego policzek- Czy Lili na pewno leży u siebie?
-Sprawdzałem trzy razy. Dużo się opalała w ogródku i o piętnastej pozwoliłem jej wyjść do sąsiadki na trzy godziny. Ale była grzeczna. Chcesz, żebym pogadał z Kendallem?-mruknął do niej z niechęcią.
-Nie, sama z nim pogadam.-powiedziała wtulając się w jego tors.
Mimo deszczowego popołudnia, noc była ciepła i bez opadów. Oboje leżeli wtuleni w aksamitną kołdrę i patrzyli w ciemniejące z każdą chwilą niebo. James bawił się włosami brunetki, w skupieniu przyglądając się niebu, a dziewczyna rozmyślała nad swoją sytuacją z siostrą.
-Rozluźnij się-powiedział czując, że mięśnie dziewczyny stają się twardsze od stali. Delikatnie przejechał dłonią po jej ręce, przeniósł ją na grzbiet i delikatnie gładził go opuszkami palców, a po kilku chwilach skończył, cmokając ją w ramię. Dziewczyna odwróciła się z uśmiechem i pogładziła jego policzek.
-Słuchaj, wytwórnia robi jutro imprezę. Gdy prasa zaczęła pisać, że mam dziewczynę, wytwórnia kazała mi cię przyprowadzić na galę. Będzie trzeba trochę posłodzić.-zaczął kreślić szlaki na jej brzuchu.
-Póki nie mam cukrzycy, to pewnie-uśmiechnęła się ciepło i oboje zasnęli z uśmiechami na ustach.
Rano dziewczyna musiała iść do pracy. Nie byłoby to najmniejszym problemem gdyby nie fakt, że Maslow też miał robotę, a Lili na pewno nie miała zamiaru zostawiać samej. W tej sytuacji zadzwoniła po Łukasza i Wiktorię-oczywiście pomimo zaborczych protestów Jamesa.
Maslow podwiózł dziewczynę do pracy i tyle go widziano.
W pracy jej szef jak zwykle entuzjastycznie ich powitał, rzucając w podwładnych piłeczkami do ping ponga. Po zapoznaniu się z objawami, wysunęła się teza, którą oczywiście House kompletnie znieważył i kazał "szukać", po czym wyszedł z biura. Maja wybiegła za nim w pośpiechu analizując wszystko jeszcze raz.
-House, ale to na pewno toczeń!-biegała za nim po korytarzu.
-To nigdy nie toczeń-machnął lekarz ręką i ostentacyjnie stanął, odwracając się.
-Czy możesz powiedzieć chociaż dlaczego nie toczeń?
 -A w papierach masz zaliczone studia-westchnął-Pozwól, że skrócę.Toczeń  to w głębokim skrócie choroba autoimmunologiczna, w której układ odpornościowy zamiast wspierać organizm w walce z

 chorobą, sam zaczyna go atakować. A tu organizm nie atakuje się sam. Tu jest jak pomocnik w 

rabowaniu-sam nic nie robi, ale pomaga w przestępstwie. Rozumiesz czy nie?

-Czyli chcesz powiedzieć, że nowotwór skóry?
-Ding ding ding-wydał z siebie odgłos dzwonka i wręczył jej piłeczkę od ping ponga-Wygrałaś szansę na zwalenie wyjaśnienia rodzinie chorego, że ich syn ma raka na któregoś z piesków!-dodał i poszedł w stronę windy. Oczywiście przede wszystkim ruszyła do Wilsona, żeby skonsultować nieprzyjemną diagnozę, ale na jej nieszczęście miała rację. Dziewczyna westchnęła i ruszyła w stronę sali, gdzie przebywał ich pacjent. Wiedziała, że Foreman świetnie powiedziałby im, że ich syn ma raka, ale dałby im nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Chase powiedziałby im to brutalnie i bez emocji, po czym poszedłby zostawiając ich bez wyjaśnień a Cameron....No cóż. Powiedzmy, że zbyt się wczuwa w takie sprawy. Podeszła do sali pacjenta i znalazła rodziców dwudziestolatka. Delikatnie dała im do zrozumienia, że ich syn nie będzie wyleczony, ale jeszcze sporo pożyje, choć będzie musiał brać sporo leków. Zrobiła to w miarę przystępny sposób, przez co uniknęła lamentów i płaczów ze strony rodziców chłopaka. Gdy wychodziła z sali, spotkała House'a.
-Czemu nie zwaliłaś to na nikogo? Obstawiałem Foremana.-powiedział smutno Gregory. Dziewczyna wyminęła go bez słowa i z zepsutym nastrojem wyszła ze szpitala, uprzednio mówiąc innym, żeby się rozeszli i sprawa załatwiona. Ruszyła powoli chodnikiem w stronę plaży. Skończyła dziś dość wcześnie, więc postanowiła się przejść. W trakcie spaceru zadzwoniła do Jamesa, że ma po nią nie przyjeżdżać i do Łukasza-że niedługo będzie. Oczywiście przez piekielną temperaturę gdy wpadła do domu, jej cały makijaż dawno spłynął z jej twarzy, a ciuchy nadawały się tylko do prania.
-Już jestem!-krzyknęła przekraczając próg domu. Gdy tylko weszła, zauważyła karteczkę przyklejoną do lustra. "Pojechaliśmy na plażę, będziemy o 16:00".  W takim układzie, dziewczyna postanowiła wziąć krótką kąpiel i wybrać ubrania na bankiet. Skoro było to oficjalne, to pewnie będzie mnóstwo pstrokatych dziewczyn z wywalonymi cyckami. Fanka minimalizmu nie miała pola do popisu.
Gdy wybierała sukienkę, ktoś zadzwonił do drzwi. Zbiegła i, myśląc że to Łukasz, otworzyła w samym ręczniku listonoszowi. Ubaw był niesamowity, a paczkę od razu otworzyła. Zobaczyła w niej malutki liścik "Pojaw się w nich wieczorem~YSL" i cudowne, czarne czółenka. Bez zastanowienia dobrała do nich ubiór, a po chwili przybyła Wiktoria z Lili i Łukaszem.
-Na pewno nie zwalam wam się na głowę?-dopytywała Łopuszyńska.
-Na pewno. Zresztą, miło będzie skorzystać z waszego jacuzzi-uśmiechnęła się Grad wskazując na kostium kąpielowy leżący na wierzchu jej torby. Brunetka zaśmiała się w duchu i poszła się ubrać. Po drodze minęła pokój siostry, do którego zapukała.
-Proszę!-usłyszała donośny, wysoki głos młodszej siostry.
-Hej-uśmiechnęła się-co porabiasz?-spytała. Czuła się niezręcznie, więc zaczęła błądzić wzrokiem po pokoju. Lili wysunęła swój wzrok znad książki i pokazała kciuk w górę. Brunetka po niekomfortowej sytuacji postanowiła tylko kiwnąć jej głową i ruszyła do garderoby.
Około ósmej wieczorem przyjechał James. Dziewczyna ubrana i starannie umalowana ruszyła schodami w dół.  James przywitał ją ciepłym uśmiechem i zostawiając dom pod opieką Grad i Minda ruszyli do samochodu.
-Wiesz, szczerze nie lubię tego całego Minda-powiedział James po chwili ciszy.
-Dlaczego? Zazdrosny?-dziewczyna z uśmiechem zaczęła się droczyć z Maslowem.
-Nie. Po prostu nasz związek nie wychodzi na realny. Zresztą, widziałaś, jak na ciebie patrzy?Albo co gorsza-jak patrzy na mnie?-powiedział z nutą obrzydzenia w głosie. Brunetka zachichotała przypominając sobie o szczególe zaważającym o prawdziwości wypowiedzianego zdania.
-Uwierz mi, nigdy nie był i nie będzie mną zainteresowany. Jestem tego całkowicie pewna. A teraz chodź. Czas na nas-powiedziała dziewczyna wysiadając z auta i kierując się w stronę czerwonego dywanu.