piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 1

Wciąż podejmował słuszne, przemyślane decyzje, przeanalizowane pod każdym kątem. Teraz , pierwszy raz od dość dawna, podjął decyzję w mniej niż 5 minut i to zaważającą o jego dalszym życiu, zobowiązującą do czegoś większego niż wybranie rano śniadania.
 Wstał, wygładzając swój  garnitur krótkimi ruchami rąk , przeczesał włosy i podał jej rękę. Dziewczyna była dość zaskoczona, myślała, że uzna ją za niespełna rozumu i odejdzie bez słowa, a on złapał ją za rękę i jak prawdziwy gentleman wziął walizkę, po czym i ją i jej rzeczy poprowadził w stronę jego samochodu. Szli w milczeniu, jakby słowa nie miały racji bytu, były zakazane. Ale po prostu nie było nic do powiedzenia.
 Mężczyzna otworzył jej drzwi, ona z uśmiechem wsiadła do jego nowego, czarnego i eleganckiego samochodu. On dołączył do niej po chwili i bez słowa zajechali do jego domu. Okazał się on ogromną willą. Na widok jej szeroko otwartych oczu i zachwytu bijącego od niej na kilometr, Maslow uśmiechnął się i pokręcił głową. Mimo, że znali krótko, a nawet za krótko, on ją polubił.  Na pewno wywarła na nim spore wrażenie. Mimo wszystko  wszedł z nią w pewnego rodzaju układ, nie wycofa się przecież. Decyzji nie można żałować, jeśli podjęło się ją świadomie.
Zatrzymał się dopiero na swoim szarym podjeździe. Wysiadł pierwszy i czym prędzej podbiegł, by otworzyć jej drzwi. 
Wyjął klucze i bez słowa wpuścił ją do środka. Ona niepewnie weszła a gdy zobaczyła dom od środka modliła się tylko o jedno-by niczego nie stłuc. Wszystko wyglądało elegancko, było kruche i sporo warte. James w końcu po  długim milczeniu odezwał się.
-Co sądzisz o moim domu?-spytał a ona odwróciła się i zagryzając wargę podniosła kciuk do góry.-Może zaprowadzę cię do twojego nowego pokoju?-uśmiechnął się. 
Na te słowa zrobiło mu się tak ciepło. Mimowolnie się uśmiechnął, a jego policzki zrobiły się czerwone, gdy tylko zdał sobie sprawę, co mogło to sugerować.
-Więc gdzie ten pokój?-uśmiechnęła się niewinnie. 
-Wiesz, raczej rzadko kiedy ktoś mnie odwiedza, jeśli chcesz mogę przenieść się do salonu, a ty będziesz w moim pokoju i w tym czasie urządzę ci pokój?-podrapał się po karku.
-Nie-zaprotestowała gestykulując dłońmi-pomieścimy się chyba, prawda?
 On z uśmiechem wymalowanym na twarzy złapał ją za rękę po czym zaprowadził do jego pokoju. Był chyba najprzytulniejszym pomieszczeniem w domu.


Ona jak małe dziecko skoczyła na łóżko, na którym po momencie,jak się zdawało,umierała ze szczęścia. Chłopak oparł się o framugę drzwi i przyglądał się jej z zachwytem.
Dopiero zauważył jak seksownie się porusza i jak ładny ma głos. Dopiero teraz miał chwilę, by o tym pomyśleć.
-Postanowiłem, że zrobię obiad. Może w końcu użyję od trzech lat mojej kuchenki?-zaśmiali się oboje. Nareszcie, po długim czasie spuścił z tonu.
-Może ci pomóc?-wstała usiadła obracając ku niemu twarz.
-Nie, ty się rozpakuj-mrugnął do niej-jak wyjdziesz po lewej są drzwi do garderoby, połóż tam swoje rzeczy, czekam na dole-mrugnął w jej kierunku i przymknął drzwi.
 Dziewczyna westchnęła z zachwytu i z potrzeby wyrzucenia z siebie nadmiernej ilości emocji wzięła poduszkę,po czym wydała z siebie niepohamowany krzyk. Musiała się jednak czym prędzej wziąć do roboty i dobrze o tym wiedziała. Zaczęła rozkładać ubrania, co trwało dosyć krótko i przejrzała się w pięknym, ogromnym lustrze.
Aurora zdawała sobie sprawę, że musi się przebrać i to w trybie natychmiastowym. Gdy nareszcie znalazła odpowiednie ubrania pojawił się problem z włosami.Znalazła łazienkę, doprowadziła swoją fryzurę do stanu użytkowego.
Wyglądało to tak jak oczekiwała. Gdy wciągała cieliste rajstopy na swoje nogi zdała sobie sprawę z sytuacji. Siedzi w domu obcego mężczyzny i zgodziła się z nim spać w łóżku. Chwilę biła się z myślami-ale co miała do stracenia? Z dobrym nastawieniem, choć i pewnym niepokojem zeszła na dół, po drodze gubiąc się kilka razy, ale w końcu doszła do celu po smakowitym zapachu. Znalazła się w sporej gustownie urządzonej, aczkolwiek zbyt sztywnej jadalni.


Na stole czekał zachęcający samym zapachem i wyglądem obiad, a po przeciwległej stronie siedział James nad stertą dokumentów i plików. Powiedział krótkie "smacznego" i jedząc przeglądał papiery. Trochę się jej nie podobało, że podczas posiłku pracuje. Praktycznie przez cały obiad milczeli, co nie wróżyło dobrze. Postanowiła to zmienić.Gdy skończyła obiad, James w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Nawet gdy podeszła, zabrała mu już puste naczynia, on wolał czytać cyferki na papierze.
Złapała go więc za rękę delikatnie ściskając na niej szczupłe palce. James dostał gęsiej skórki, ale wciąż podążał wzrokiem po tekście. 
-Wyjdźmy gdzieś-mruknęła. Zauważyła, że mimo chwilowej ciszy przestał już śledzić linijki i gapił się tępo w jeden punkt.
-Widzę przecież, że jesteś zmęczony, chodź, odpocznij od tych analiz-szepnęła. Powoli wstał i  ruszył po buty z uśmiechem. Bardzo spodobał mu się jej ruch. Ona była z siebie niebagatelnie zadowolona. Gdy się ubrał, złapała go za rękę i wyszli. Doszli do parku i zobaczyli budkę z lodami. Mężczyzna podszedł i zamówił dla każdego z nich po dwóch gałkach truskawkowego, zimnego deseru. Od tej pory wpatrywał się z uwielbieniem, a to na jej twarz, a to czasem wzrok zbłądził w miejsca, które powinny na ten czas być zakazane.Pochlebiało jej to, szczególnie, że jej partner nawet nie starał się ukrywać zachwytu. Szli przez park rozmawiając i po wielu jej staraniach i próbach, nareszcie osiągnęła cel. James się rozluźnił. Nie myślał choć przez chwilę o nużącej pracy. Gdy doszli do domu była prawie 20:00. Dość długo byli na dworze . Dziewczyna zostawiła chłopaka w pokoju i poszła się umyć. Gdy wróciła do łazienki,skierował się tam
 James. Gdy wrócił zastał Aurorę z zamkniętymi oczami, więc przypuszczał, że zasnęła. Położył się obok niej na plecach, ale nagle  przekręciła się i ułożyła wzdłuż torsu. Dawno zapomniał, jakie to uczucie mieć przy kogoś sobie. Dziewczyna lekko otwierając oczy mruknęła ciche "Dobranoc" po czym ułożyła się wygodnie. On niepewnie wsunął rękę pod poduszkę. Tego mu było trzeba.

niedziela, 22 grudnia 2013

Prolog.

Ulice Los Angeles. Widać było piękne, zachodzące słońce. Niebo nosiło kilka pojedynczych chmurek, jakby były tylko miejscem spoczynku dla małych aniołków czuwających nad ludźmi, którzy zabiegani nie mają czasu na chwilę przemyśleń. Gdyby pominąć ten cały zgiełk i ruszyć na piaszczystą, zachęcającą swym wyglądem, uroczą plażę na przedmieściach, nie dostrzeglibyśmy, jak można by się tego spodziewać, tłumów. 
Siedział tam tylko jeden mężczyzna, którego od czasu do czasu mijało jakieś dziecko z watą cukrową w ręku, czy zakochani nastolatkowie. On jednak siedział z ponurą miną, wpatrując się w wodę, lekko poruszaną przez delikatny wietrzyk.
Był ubrany w garnitur, co było zupełnie odmienne do strojów innych ludzi. Na jego ręku znajdował się drogi i złoty zegarek. Nie wyglądał jednak dziwacznie. Wygląd zadziwiająco komponował się z otoczeniem.
Jego włosy były dłuższe niż u większości mężczyzn, a rysy były wyraziste. Dolną wargę miał zagryzioną, oczy zmrużone. Może było to wzruszenie spowodowane pięknym widokiem, może jedno ze złocistych ziaren piasku wpadło mu do oka? Otóż nie. Jego myśli były tak skupione, że nie zauważał rzeczywistości. Był jednym z tych zabieganych ludzi, którzy wykonywali wciąż swoje czynności jak roboty. Pozbawiony sensu istnienia, jakichkolwiek uczuć i bez zajęć zastanawiał się nad swoją dotychczasową egzystencją.
Jego jedynym pocieszycielem w ponurym życiu jak i wzorem był 
dziadek, dlatego słuchał tylko jego. Więc nic dziwnego, że mimo roku po jego nieobecności wśród ludzi pamiętał jego ostatnią prośbę.
"Wnuku, niewiele czasu mi już zostało, jak się zapewne domyślasz. Więc mam nadzieję, że wypełnisz moją ostatnią wolę. Wiem, że wybrałeś muzykę jako sposób na dochód, ale przejmij po mnie mój biznes. Mam nadzieję, że to pogodzisz. Zapisuję ci moją willę w testamencie, którą mam nadzieję, że podzielisz ze swoją kobietą. I to jest moja ostatnia prośba. Zaznam spokoju, jeżeli znajdziesz jakąś wybrankę, która będzie miała czyste serce.
Uśmiechnął się,po czym jego oczy po prostu się zamknęły. Zapadł w śpiączkę, tak po prostu, a najgorsze w tej sytuacji było jak i jest to, że nie wiadomo, kiedy się obudzi. Minął  rok, więc mężczyzna stracił już nadzieję. Co nie oznacza, że zapomniał. Wręcz przeciwnie. Bezustannie  krążyło mu to po głowie. 

Mimo przynależności do zespołu, udawało mu się prowadzić firmę. To ona stawała się z każdą chwilą większym źródłem pieniędzy niż zespół, który mimo swej ogromnej popularności wydawał mu się już tylko niewinnym hobby. Willa była wciąż odnawiana, sprzątana, na żadnym meblu nie było ani grama kurzu. Została mu już tylko jedna prośba do wypełnienia. Jako, że był biznesmanem najwyższej klasy bez problemu mógłby mieć każdą kobietę, która by się nawinęła. Niestety, każda zostawi człowieka, który ma niewiele czasu, jest zawsze zestresowany, nie może nic obiecać i jest pracoholikiem. Po takim opisie nawet najbardziej pazerne kobiety odnajdują w sobie resztki godności i uciekają gdzie popadnie.
Spełnienie prośby krewnego było dla niego obowiązkiem, który w razie jego nie wypełnienia splamił by jego honor. Nie mógł do tego dopuścić, musiał za wszelką cenę załatwić tą kwestię. Musiał znaleźć sposób. Technicznie dziadek nie wspominał nic o miłości. Miała być po prostu odpowiednia. Prawdopodobnie chodziło mu o zmartwienia rodziny i przyjaciół. A przyczyną ich smutku była jego samotność.
Gdy tak rozmyślał nadeszła dziewczyna. Młoda, była dość urodziwa. Minę miała jakby wygrała milion, choć na taką nie wyglądała. Była ona jedynym przechodzącym człowiekiem od dłuższego czasu. Dziewczyna widząc mężczyznę skręciła ku niemu. Miała czekoladowe włosy i wielkie, błękitne oczy opatulone grubymi, czarnymi rzęsami. Za sobą ciągnęła walizkę. Jako, że mężczyzna siedział na jednym z dwóch leżaków, ona podeszła i spytała:
-Czy mogę się przysiąść?-brunet tylko skinął głową oczarowany jej anielskim głosem. Był aksamitny i słodki. Jej ruchy były spokojne, delikatne, jakby była ze szkła. Milczeli oboje, ale po chwili ciszy postanowiła się odezwać.
-Jestem Aurora, Aurora Różańska. A ty?-dopiero teraz usłyszał w jej niemalże perfekcyjnym akcencie trochę mocnej sylaby ze słowiańskiego języka, a nazwisko upewniło go w fakcie, że była przyjezdną.
-Jestem James. James Maslow.-wbrew przypuszczeniom dziewczyny pocałował jej rękę, zamiast jej uścisnąć. Ona na ten ruch uśmiechnęła się pewnie.
-Już myślałam, że powiesz Bond.-jej usta ułożyły się w półuśmiech. 
 Przez moment trwała dość przyjemna cisza, ale w końcu stała się zbyt uciążliwa by ją znosić ze stoickim spokojem, więc James postanowił ją przerwać.
-Co cię tu sprowadza?-dziewczyna otworzyła szerzej oczy patrząc na niego z niezrozumieniem, a gdy on spojrzał wymownie na walizkę rozłożyła się wygodniej na leżaku i zamykając oczy westchnęła.
-Mówiąc krótko zostałam wyrzucona z domu.-po jej minie nie widać było smutku, żalu czy pretensji. Było widać pewnego rodzaju dumę i satysfakcję, choć może to przypadkowa mimika twarzy?
-A może teraz ty powiesz co cię tu sprowadza?-powiedziała przesypując ziarenka piasku z ręki do ręki.
-Mój najbliższy krewny, konkretnie dziadek zapadł w śpiączkę rok temu. Miał kilka próśb do mnie, a ostatniej nie mogę wypełnić odkąd pamiętam.- zafascynował ją tą odpowiedzią. Skinieniem głowy pokazała mu, żeby kontynuował.
-Mam znaleźć kobietę. Mam się ustatkować. Tylko tyle.Tak w zasadzie chciał, żebym nauczył się żyć z kobietą pod jednym dachem, podobno miało mnie to rozwinąć i czegoś nauczyć. Chyba wspominał o pokorze. Czyż to nie ironia losu, że to tak niewiele, a zarazem zbyt dużo?-spuścił głowę zrezygnowany, rozstawiając nogi i opierając łokcie o kolana. W jej głowie zaczął się rodzić sprytny plan. Gdyby miała lampkę jak w kreskówkach wybuchłaby z powodu nadmiernego światła.
-Miłość nie przychodzi od tak-rzuciła wgapiając się w wodę.
-Nie chodzi o miłość, a o samo posiadanie kogoś u boku, o naukę empatii, na co swoją drogą powinien zwrócić uwagę wcześniej-westchnął ciężko.
-Może mogłabym jakoś pomóc-zaczęła. On zdziwiony podniósł odrobinę podbródek. 
-Może byś mogła.-zlustrował ją wzrokiem i odgarnął włosy do tyłu.