niedziela, 22 grudnia 2013

Prolog.

Ulice Los Angeles. Widać było piękne, zachodzące słońce. Niebo nosiło kilka pojedynczych chmurek, jakby były tylko miejscem spoczynku dla małych aniołków czuwających nad ludźmi, którzy zabiegani nie mają czasu na chwilę przemyśleń. Gdyby pominąć ten cały zgiełk i ruszyć na piaszczystą, zachęcającą swym wyglądem, uroczą plażę na przedmieściach, nie dostrzeglibyśmy, jak można by się tego spodziewać, tłumów. 
Siedział tam tylko jeden mężczyzna, którego od czasu do czasu mijało jakieś dziecko z watą cukrową w ręku, czy zakochani nastolatkowie. On jednak siedział z ponurą miną, wpatrując się w wodę, lekko poruszaną przez delikatny wietrzyk.
Był ubrany w garnitur, co było zupełnie odmienne do strojów innych ludzi. Na jego ręku znajdował się drogi i złoty zegarek. Nie wyglądał jednak dziwacznie. Wygląd zadziwiająco komponował się z otoczeniem.
Jego włosy były dłuższe niż u większości mężczyzn, a rysy były wyraziste. Dolną wargę miał zagryzioną, oczy zmrużone. Może było to wzruszenie spowodowane pięknym widokiem, może jedno ze złocistych ziaren piasku wpadło mu do oka? Otóż nie. Jego myśli były tak skupione, że nie zauważał rzeczywistości. Był jednym z tych zabieganych ludzi, którzy wykonywali wciąż swoje czynności jak roboty. Pozbawiony sensu istnienia, jakichkolwiek uczuć i bez zajęć zastanawiał się nad swoją dotychczasową egzystencją.
Jego jedynym pocieszycielem w ponurym życiu jak i wzorem był 
dziadek, dlatego słuchał tylko jego. Więc nic dziwnego, że mimo roku po jego nieobecności wśród ludzi pamiętał jego ostatnią prośbę.
"Wnuku, niewiele czasu mi już zostało, jak się zapewne domyślasz. Więc mam nadzieję, że wypełnisz moją ostatnią wolę. Wiem, że wybrałeś muzykę jako sposób na dochód, ale przejmij po mnie mój biznes. Mam nadzieję, że to pogodzisz. Zapisuję ci moją willę w testamencie, którą mam nadzieję, że podzielisz ze swoją kobietą. I to jest moja ostatnia prośba. Zaznam spokoju, jeżeli znajdziesz jakąś wybrankę, która będzie miała czyste serce.
Uśmiechnął się,po czym jego oczy po prostu się zamknęły. Zapadł w śpiączkę, tak po prostu, a najgorsze w tej sytuacji było jak i jest to, że nie wiadomo, kiedy się obudzi. Minął  rok, więc mężczyzna stracił już nadzieję. Co nie oznacza, że zapomniał. Wręcz przeciwnie. Bezustannie  krążyło mu to po głowie. 

Mimo przynależności do zespołu, udawało mu się prowadzić firmę. To ona stawała się z każdą chwilą większym źródłem pieniędzy niż zespół, który mimo swej ogromnej popularności wydawał mu się już tylko niewinnym hobby. Willa była wciąż odnawiana, sprzątana, na żadnym meblu nie było ani grama kurzu. Została mu już tylko jedna prośba do wypełnienia. Jako, że był biznesmanem najwyższej klasy bez problemu mógłby mieć każdą kobietę, która by się nawinęła. Niestety, każda zostawi człowieka, który ma niewiele czasu, jest zawsze zestresowany, nie może nic obiecać i jest pracoholikiem. Po takim opisie nawet najbardziej pazerne kobiety odnajdują w sobie resztki godności i uciekają gdzie popadnie.
Spełnienie prośby krewnego było dla niego obowiązkiem, który w razie jego nie wypełnienia splamił by jego honor. Nie mógł do tego dopuścić, musiał za wszelką cenę załatwić tą kwestię. Musiał znaleźć sposób. Technicznie dziadek nie wspominał nic o miłości. Miała być po prostu odpowiednia. Prawdopodobnie chodziło mu o zmartwienia rodziny i przyjaciół. A przyczyną ich smutku była jego samotność.
Gdy tak rozmyślał nadeszła dziewczyna. Młoda, była dość urodziwa. Minę miała jakby wygrała milion, choć na taką nie wyglądała. Była ona jedynym przechodzącym człowiekiem od dłuższego czasu. Dziewczyna widząc mężczyznę skręciła ku niemu. Miała czekoladowe włosy i wielkie, błękitne oczy opatulone grubymi, czarnymi rzęsami. Za sobą ciągnęła walizkę. Jako, że mężczyzna siedział na jednym z dwóch leżaków, ona podeszła i spytała:
-Czy mogę się przysiąść?-brunet tylko skinął głową oczarowany jej anielskim głosem. Był aksamitny i słodki. Jej ruchy były spokojne, delikatne, jakby była ze szkła. Milczeli oboje, ale po chwili ciszy postanowiła się odezwać.
-Jestem Aurora, Aurora Różańska. A ty?-dopiero teraz usłyszał w jej niemalże perfekcyjnym akcencie trochę mocnej sylaby ze słowiańskiego języka, a nazwisko upewniło go w fakcie, że była przyjezdną.
-Jestem James. James Maslow.-wbrew przypuszczeniom dziewczyny pocałował jej rękę, zamiast jej uścisnąć. Ona na ten ruch uśmiechnęła się pewnie.
-Już myślałam, że powiesz Bond.-jej usta ułożyły się w półuśmiech. 
 Przez moment trwała dość przyjemna cisza, ale w końcu stała się zbyt uciążliwa by ją znosić ze stoickim spokojem, więc James postanowił ją przerwać.
-Co cię tu sprowadza?-dziewczyna otworzyła szerzej oczy patrząc na niego z niezrozumieniem, a gdy on spojrzał wymownie na walizkę rozłożyła się wygodniej na leżaku i zamykając oczy westchnęła.
-Mówiąc krótko zostałam wyrzucona z domu.-po jej minie nie widać było smutku, żalu czy pretensji. Było widać pewnego rodzaju dumę i satysfakcję, choć może to przypadkowa mimika twarzy?
-A może teraz ty powiesz co cię tu sprowadza?-powiedziała przesypując ziarenka piasku z ręki do ręki.
-Mój najbliższy krewny, konkretnie dziadek zapadł w śpiączkę rok temu. Miał kilka próśb do mnie, a ostatniej nie mogę wypełnić odkąd pamiętam.- zafascynował ją tą odpowiedzią. Skinieniem głowy pokazała mu, żeby kontynuował.
-Mam znaleźć kobietę. Mam się ustatkować. Tylko tyle.Tak w zasadzie chciał, żebym nauczył się żyć z kobietą pod jednym dachem, podobno miało mnie to rozwinąć i czegoś nauczyć. Chyba wspominał o pokorze. Czyż to nie ironia losu, że to tak niewiele, a zarazem zbyt dużo?-spuścił głowę zrezygnowany, rozstawiając nogi i opierając łokcie o kolana. W jej głowie zaczął się rodzić sprytny plan. Gdyby miała lampkę jak w kreskówkach wybuchłaby z powodu nadmiernego światła.
-Miłość nie przychodzi od tak-rzuciła wgapiając się w wodę.
-Nie chodzi o miłość, a o samo posiadanie kogoś u boku, o naukę empatii, na co swoją drogą powinien zwrócić uwagę wcześniej-westchnął ciężko.
-Może mogłabym jakoś pomóc-zaczęła. On zdziwiony podniósł odrobinę podbródek. 
-Może byś mogła.-zlustrował ją wzrokiem i odgarnął włosy do tyłu.

13 komentarzy:

  1. Hej, przeczytałam prolog i muszę powiedzieć, że z chęcią pochłonę rozdział pierwszy. To, że jestem Directionerką chyba nie przekreśla czytania przeze mnie bloga o BTR? :) Spodobał mi się pomysł z Jamesem - biznesmanem :) Chciałabym widzieć go w akcji. Huhu, dodatkowo postać Mai bardzo mnie zaciekawiła.
    Z błędów nie zauważyłam nic, co także jest wielkim plusem.
    Pozdrawiam i Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  2. Prolog boski ! Naprawdę strasznie mi się podoba :) Nie mogę doczekać się pierwszego rozdziału <3
    Czekam z niecierpliwieniem <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawiłaś mnie, a znam niewiele blogów, które są tak ciekawe jeśli mam być szczera. Genialnie piszesz, masz talent i nie mogę się doczekać 1 rozdziału. Chyba się domyślam, co to za propozycja. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Początek świetny. Klasyczny wstęp, nic wielkiego się nie działo, ale później pewnie zrobi się coś na maksa ważnego. No i oczywiście czekam na pierwszy rozdział. Jak coś, to mnie informuj, ok?

    OdpowiedzUsuń
  5. uhuhuh... zajebisty prolog! Bardzo ciekawy pomysł! Dodawaj szybciutko kolejny rozdział bo nie mogę się doczekać co będzie dalej ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow... prolog jest naprawdę świetny... :D
    Aż jestem ciekawa tej propozycji, chociaż domyślam się o co jej może chodzić :D
    Nie mogę się doczekać rozdziału ! Świetnie piszesz ! czekam na kolejne posty ! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego w takim momencie? Co to za propozycja?
    Jeśli jest taka możliwość informuj mnie o nowych rozdziałach :*
    Pozdrawiam xd

    Zapraszam też do siebie
    http://you-are-the-life-to-my-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Aleś zakończyła w momencie no! xD Zaciekawiłaś mnie bardzo, więc lecę czytać dalej ;* Zapraszam do mnie na blog o btr http://dream-about-big-time-rush.blogspot.com/ lub zwykły http://seniorboyzlalala.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mnie rozśmieszyły niektóre momenty. Cytuję: ,,Gdyby miała lampkę jak w kreskówkach wybuchłaby z powodu nadmiernego światła.". Bardzo fajnie piszesz i chętnie pochłonę się do czytania rozdziału. Zapraszam również do mnie ;) http://muzyka-czyli-to-co-w-sercu-gra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow :) Dziękuję, że podałaś mi adres do siebie na moim blogu :) Bardzo mi się spodobał prolog i naprawdę dobrze piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hejka, poleciłaś się na moim blogu, więc zaglądam do Ciebie z ciekawości. Myślę sobie, że znowu trafię na jakąś amatorszczyznę, a tutaj wręcz przeciwnie! Jestem totalnie zaskoczona Twoim stylem pisania ;) Bardzo dojrzały, sporo opisów, co lubię i mała ilość błędów, ale jak dla mnie - rewelacja, Mei!

    Wybacz, jeśli się rozpiszę, ale nie lubię pisać krótkich komentarzy ^^

    A więc tak. Pierwszy plus dostajesz za Los Angeles! Piszę też do szuflady na razie crossovera i też akcja toczy się w LA. Widziałam Twoich bohaterów, ale wolę wyobrazić sobie własnych ;) Chyba rozumiesz? Już polubiłam naszego biznesmena, Jamesa. Ciemna marynarka, brunet. A w dodatku dżentelmen... Ech... Czegóż chcieć więcej? Ja na miejscu Jamesa bałabym się też o coś innego, niż brak czasu. Bałabym się, że kobiety, z którymi mógłby się związać, leciałyby jedynie na jego kasę. A jak wiadomo, naprawdę ciężko stwierdzić, czy ktoś kocha Ciebie, czy Twoje pieniądze :(

    Podobało mi się krótkie, acz wiadome nawiązanie do 007 ;) Uwielbiam Bonda, ale tylko Daniela Craiga <3

    Mrr... ;] Mei, kończysz w tak pikantnym momencie? No, nie wierzę. Ale coś czuję przez skórę, że Maja zaproponuje mu, by użyczył jej jakiegoś pokoju ;)

    Pozdrawiam i czekam na rewanże :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaczynam czytać i już to kocham. Los Angeles to moje ulubione miasto i kocham już to opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń