niedziela, 18 października 2015
rozdział 36
-Johnny, 9 lat i czarnoskóry, więc coś dla ciebie Foreman. Wirusy początkowo zaatakowały węzły chłonne, następnie przeniosły się na śledzionę. Jako objawy były powiększone węzły, gorączka, osłabienie. Pacjent trafił do lekarza i dostał leki przeciwgorączkowe. Wrócił z twarzą jak po wejściu do ula. Grudka na grudce.-rzucił kartką na biurko. Gdy wszyscy z szokiem odwrócili wzrok, pochyliłam się nad zdjęciem.
-Robił ktoś rezonans?-spytała Cameron podnosząc dłoń do góry.
-Nie potrzebny.-rzucił House opierając się o ławkę.
-Półpasiec?-rzucił Chase patrząc na House, który nieznacznie pokręcił głową.
-Nie pasuje ze względu na ułożenie-rzucił Foreman. Oparłam się wygodniej o oparcie fotela. House patrzył na mnie uważnie. Doskonale wie, że chciałabym powiedzieć moją teorię, która jest niemożliwa. Ostatni przypadek tej choroby został odnotowany pod koniec lat 70, a w dodatku chorobę uznano za eradykowaną, więc jakim cudem miałaby teraz wystąpić? A co tam, zaryzykować można.
-Wysuwam tezę o ospie prawdziwej-przygryzłam ołówek czekając na krytykę.
-Jakiej ospie?-zmarszczył brwi Foreman.
-Prawdziwej.-rzuciłam-zanim coś powiesz, wiem. Została oficjalnie uznana za zwalczoną na całym świecie. Ale objawy pasują jak ulał, jak nigdzie indziej.-mierzyłam wzrokiem Greg'a. W końcu przeniósł niebieskie oczy na swoją laskę i podniósł się gwałtownie.
-Leczenie objawowe. Jeżeli nie umrze, to będzie cud.-przeniosłam mój wzrok na notatki.
-Ale skoro ta choroba powróciła, czy nie powinniśmy o tym zawiadomić laboratorium z Moskwy?-powiedział Chase.
-Dziecko jest z Rosji...-zaczęła kojarzyć Cameron.
-Idziemy do izolatki.
Przez następne trzy godziny patrzyłam na to dziecko przez lustro weneckie. Jego ból widać było po rozpaczliwych ruchach i zagubionym spojrzeniu. Po policzku spłynęła mi łza, potem następna.
Nim się obejrzałam minęły następne godziny mojej pracy. Minęły na zapisywaniu stanu chorego. Jedyne co mogłam tam napisać było "Stan stabilny". Brak zmian to nie był powód do szczęścia.
To wydarzenie kompletnie mnie dobiło. Gdy wybiła 19:00, wyszłam w stronę szatni, gdzie niestety nie weszłam, ponieważ słysząc rozmowę Chase'a i Cameron postanowiłam poczekać na zewnątrz. Po kilku minutach Cameron wyszła zamyślona, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Postanowiłam dać chłopakowi jeszcze minutę, po czym weszłam i zastałam blondyna bez koszuli. Idąc pewna siebie do szafki wyciągałam z torby kluczyk.
-Coś poważnego?-zaczęłam rozmowę.
-To długa historia.-odpowiedział pół głosem, dopinając trzy ostatnie guziki koszuli.
-Może w takim razie chcesz wyjść na kawę i porozmawiać?-spytałam, odwracając się i przekładając głowę przez golf.
-Chętnie, ale nie mam ochoty na tłoczne fast foody.-skrzywił się na samą myśl. Sięgnęłam po torbę zamykając szafkę.
-Znam bardzo miłą kawiarenkę.-uśmiechnęłam się promiennie, co odwzajemnił.
-I wtedy ona powiedziała, że spieprzyłem i nie chce związku. Nie chce mojej miłości.-rzucił niemrawo, biorąc łyk cappuccino. Bita śmietana znajdująca się na wierzchu, znalazła się na jego nosie. Mimo smutnego nastroju wyglądał wtedy uroczo. Wyciągnęłam palec w jego kierunku i opuszkiem zebrałam słodką śmietanę, po czym włożyłam ją do ust.
-Myślę, że boi się żyć w związku, odkąd jej mąż młodo umarł na raka. Może powinieneś ją oswoić z myślą, że chcesz mieć z nią przyszłość, zamiast stawiać ją przed faktem?-jego oczu zaszkliły się, więc postanowiłam poprawić humor i celowo zrobiłam sobie "wąsy" ze śmietanki z mojego kakao.
-Co to za facet?-zostałam zapytana zaraz po przekroczeniu progu domu.
-Chase, mój kolega z pracy-odpowiedziałam, przekładając klucz w drzwiach.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś po mnie, tylko on cię odwiózł?-Maslow z pretensją założył rękę na rękę.
-Ponieważ zaraz po pracy zaprosiłam go na kawę. Mieliśmy ciężki dzień i chciał się wygadać.
-Mieliście? MieLIŚCIE?! Już mówisz w liczbie mnogiej?-krzyknął obruszony, aż opuściłam but, który rozwiązywałam.
-Nie krzycz, miałam ciężki dzień. Tak, mieliśmy. Jesteśmy w jednym zespole, James.
-Powinnaś zadzwonić.
-A ty nie mogłeś?-spytałam słuchając zarzutów.
-Nie-powiedział, obrażając się do końca.
-Cokolwiek-powiedziałam cicho i ruszyłam na górę do Lili. Zastałam ją na łóżku, piszącą coś w zeszycie. Dosiadłam się do niej, pytając o jej dzień. Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam, co do mnie mówiła, ale była uśmiechnięta i tyle mi trzeba było. Zaproponowałam, żebyśmy nazajutrz wybrały się na obiad, a potem zakupy szkolne, bo w końcu niedługo jej sielanka miała się skończyć definitywnie. Z niemrawym uśmiechem zgodziła się i wróciła do pisania w zeszycie.
Ja po cichu przemieszczając się po domu dotarłam do garderoby i ubrałam leginsy do biegania. Krzycząc, że będę niedługo, wyszłam z domu i zaczęłam truchtać. Po dłuższym czasie zaczęłam przyspieszać i nawet nie wiem kiedy zaczęłam tracić oddech ze zmęczenia. Przystanęłam, by odsapnąć. Ułożyłam dłonie na kolanach i pochyliłam głowę w dół, czując pot spływający po mojej twarzy. Nagle czyjś dotyk dłoni postawił mnie w pionie.
Jaja/Mames mają kryzys, co wy na to?
I kogo mogła spotkać przy fontannie?
Maslow zazdrosny?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kiedys to w końcu nadejść musi. Tylko nie ogarniam czy oni są razem czy dalej udają
OdpowiedzUsuńNw może to ktos od tego dziecka?
Hahah i dobrze. Nie zaszkodzi
Uczysz się na lekarza?
Ona jest mega uzdolniona medycznie, znaczy posiada dużą wiedze ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, ze z siostrą mają taki super kontakt. XD
Uuu James jakie zazdro... Hahha śmieje się z niego, no ale dobra :p tak ogólnie to przecież nie ma być o co zazdrosny i wgl niech oni sb kurde w końcu powiedzą, to co mają! :))
Super i czekam na nn ;)
czyj dotyk? Może to ten Chese? A może James za nią biegł? Hmm... okaże sie w kolejnym rozdziale na który czekam :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem jej wiedzy. I twojej wiedzy jako autorki przedewszystkim :)
I wgl tak sie zastanawiam... James ma prawo być zazdrosny skoro oni nawet tak na prawde nie są razem? Niech oni sie wreszcie okreslą bo im walnę w końcu ;p
Super rozdzialł : )