I'm not five!

Dla Marleny.


-Lena, jesteś za młoda na chłopaka!-krzycząc na mnie opluł się równo. Odór jego oddechu dobiegał do mnie jak przez sen.
-Kochanie, uspokój się-szepnęła mama nerwowo krojąc mięso. 
Czyż to nie cudowny, sobotni obiad? Miałam tego dnia przyprowadzić mojego nowego chłopaka. 
Był to mój pierwszy mężczyzna w życiu. Miałam dwadzieścia lat i spotykałam się z nim od dwóch lat. Zazwyczaj nie miałam z facetami bliższych znajomości, ani większych styczności, dlatego też bardzo zależało mi na tym związku. Niestety, mój ojciec wciąż nie rozumiał, że nie mam pięciu lat i wciąż twierdził, że faceci są nic nie warci. Jak można tak mówić o swojej własnej płci? 
Wstałam od stołu i bez ceregieli ruszyłam do mojego pokoju. Wśród moich purpurowych ścian poczułam się znacznie lepiej i rzuciłam się na moją aksamitną, fiołkową pościel. 
Dlaczego on nie potrafi zrozumieć, że jestem wystarczająco duża by mieć własne życie?
Nie mogę wciąż pytać go o pozwolenie. Gdy byłam mała powtarzał, że wszystko jest dla ludzi, ale z głową. Dlaczego teraz mi odmawia drobnych, codziennych przyjemności zwyczajnego życia?
Jamesa można opisać jako rozważnego. Chłopak w swoich licznych cechach ma wyczucie, wszystko przychodziło z nim naturalnie. Z niczym się nie spieszy, ale zawsze wie, czego chce. Poza tym, niesamowita inteligencja, którą subtelnie pokazywał zawsze przyprawiała o zawrót głowy. W słowniku, przy słowie ideał widnieje jego zdjęcie-czy trzeba mówić coś więcej?
Mimo, iż tata nie potrafił zrozumieć, że jednak mam chłopaka i mam zamiar go przedstawić rodzicom, zaprosiłam Maslowa na kolację do siebie. Już od szesnastej usiadłam w kuchni szukając czegoś godnego uwagi aż wpadł mi do rąk przepis idealny. Zabrałam się do gotowania i nim się spostrzegłam, że niedługo ma przyjść James. Szybko pomknęłam na górę przeszukując szafę. Jako, że byłam zielonooką brunetką , w makijażu nałożyłam wyraźny akcent na wyraziste oczy, ale jako że moje ciało posiadało dość spore kształty, stonowałam moje zwyczajne ubrania.Gdy wreszcie ostatni raz przejeżdżałam wiśniowym balsamem po dolnej wardze, po domu rozległ się dźwięk dzwonka. Mimo, że biegłam do drzwi, droga dłużyła się i dłużyła. Gdy w końcu dobrnęłam do wejścia, z rozmachem nacisnęłam miedzianą klamkę i pociągnęłam. Zamiast twarzy ukochanego ukazał mi się wielki bukiet róż. Dopiero po chwili wyjrzały z niego cudowne, brązowe oczy. 
-Hej skarbie-podał mi bukiet i pocałował z policzek. W drugiej dłoni trzymał szkarłatną różę ze złotą wstążką. Do drzwi podeszli moi rodzice, a brunet wręczył matce różę i tak zdobył jej serce. Z ojcem było ciężej, mimo że bez mojej podpowiedzi trafił w jego ulubione czekoladki. 
-Może usiądziemy?-zaproponowałam po chwili niezręcznej wymiany zdań. Poszliśmy do jadalni i usiedliśmy. Maslow obok mnie, a rodzice naprzeciwko. Cała się trzęsłam ze zdenerwowania, ale pocieszał mnie fakt, że mój chłopak to zauważył i złapał moją dłoń pod stołek gładząc ją kciukiem. 
-To, powiedz mi James, czym się zajmujesz?-spytała uprzejmie moja rodzicielka.
-Jestem studentem-odparł, odbierając od niej talerz z ziemniakami i kurczakiem wypchanym warzywami.
-O, a co studiujesz?
-Prawo-uśmiechnął się Maslow. Ojciec tylko założył rękę na rękę i spiął mięśnie. Jego brwi się zmarszczyły, a usta były zaciśnięte w wąską linię. Mimo, iż mój chłopak czuł presję, nie okazywał tego i starał się pogodny i uprzejmy nawet bardziej niż zwykle, za co go bardzo podziwiałam. Po serii kolejnych, rutynowych pytań mój rodzic zaczął zadawać bardziej krępujące pytania.
-A jakie masz plany na przyszłość? Dzieci, rodzina, kariera?-mój ukochany omal się nie zakrztusił colą. Powoli odetchnął i zaczął.
-Na pewno po studiach, o ile wszystko dobrze pójdzie, mam zamiar się ożenić. Dzieci? Pewnie. Kariera na pewno nie będzie na przedzie, nie mam zamiaru stąd wyjeżdżać. 
-Masz zamiar oświadczyć się mojej córce? Doczekasz do ślubu z końcem celibatu?-wypytywał bez końca, z opanowaniem, jak detektyw przesłuchujący rutynowo sprawcę strasznego przestępstwa. James zaczerwienił się i spiął szczękę.
-Jak na razie pańska córka jest wciąż dziewicą, więc chyba dobrze nam idzie. A co do oświadczyn...-zawiesił dramatycznie głos. W tym momencie jego dłoń puściła moją i pomknęła gdzieś do kieszeni. Odsunął powoli krzesło. Wstał i klęknął przede mną.
-James, co ty...-uciszył mnie gestem.
-Leno. Czy uczynisz mnie pewnym swojego szczęścia i wyjdziesz za mnie?-kompletnie mnie zatkało. Nikt się tego nie spodziewał. Rozejrzałam się wokół, żeby nie zemdleć z wrażenia. James patrzył na mnie niepewnym wzrokiem, ojciec siedział z rozdziawioną buzią a mama trzymała się za serce. Nie miałam wątpliwości.
-Tak!-rzuciłam mu się na szyję i mimo obecności starszych, pocałowałam namiętnie. 
Maslow siedział u nas jeszcze przez dwie godziny. Po jego wyjściu usłyszałam tylko...
-Myliłem się. Fajny z niego chłopak-mój ojciec poklepał mnie po ramieniu, objął moją rodzicielką w pasie i ruszył do sypialni, a ja szczęśliwa machałam narzeczonemu z okna.

1 komentarz:

  1. Jezuu jak pięknie *-*
    Ojcowie jak zwykle nie lubią chłopaków swoich córek -,-

    OdpowiedzUsuń